Podcast

Jak prowadzić skuteczny marketing w branży edukacyjnej

W tym odcinku dowiesz się:
  • Jak marketing pozwolił rozbudować firmę z 1 osoby do 100.
  • Jak zrodził się pomysł na szkołę, w której w ogóle nie używa się języka polskiego.

Gościem dzisiejszego odcinka jest Wiktor Jodłowski – CEO Talkersów, czyli szkoły języka angielskiego innej niż wszystkie. W rozmowie z Bartkiem opowiada o tym, jak marketing pozwolił rozbudować jego firmę z 1 osoby do 100. Nie zabrakło też anegdot i oczywiście historii, jak zrodził się pomysł na szkołę, w której w ogóle nie używa się języka polskiego.

Słuchaj podcastu

tam gdzie Ci najwygodniej

Wersja do czytania

Jak prowadzić skuteczny marketing w branży edukacyjnej

Rozwiń

Bartek: Cześć Wiktor.

Wiktor: Cześć, cześć Bartek!

Bartek: Miło Ciebie gościć na naszym kanale. Jakbyś się naszym widzom przedstawił, powiedział czym się zajmujesz na co dzień? Jak wygląda Twój biznes?

Bartek: Cześć Wiktor.

Wiktor: Cześć, cześć Bartek!

Bartek: Miło Ciebie gościć na naszym kanale. Jakbyś się naszym widzom przedstawił, powiedział czym się zajmujesz na co dzień? Jak wygląda Twój biznes?

Wiktor: To jest dla mnie zawsze bardzo trudne pytanie na temat tego, o co pytałeś. Ale w największym skrócie to 9 lat temu zacząłem uczyć ludzi języka angielskiego. Wtedy jeszcze mieszkałem w Londynie, na Wyspach po wyjechaniu po studiach z zarządzania. No i tak dobrze mi i nam to wyszło, że dzisiaj jesteśmy prawie 100-osobową organizacją. Uczymy około 1500 osób w tym momencie i specjalizujemy się w konwersacyjnej metodzie języka angielskiego, która pomaga ludziom i firmom, w sensie ludziom z firm i też klientom indywidualnym przełamywać bariery mówienia w języku angielskim i nabierać takiej swobody w komunikacji w tym języku.

Bartek: Brzmi jak każda szkoła językowa.

Wiktor: W pewnym sensie to jest tak jak każda inna szkoła językowa, ale jednak zrobiona trochę inaczej. Nie chcę mówić, że trochę lepiej, bo to bardzo subiektywne, ale widocznie na tyle inaczej, że znalazło to…

Bartek: To na czym to inaczej polega, to mnie zaciekawiłeś teraz.

Wiktor: Teraz to jest doskonałe pytanie, bo ja do dzisiaj do końca nie wiem.

Bartek: No ale coś inaczej…

Wiktor: Może coś ze mnie wyciągniesz.

Bartek: No ale coś inaczej robić, czy nie? Czy to macie jakiś autorski program, albo podejście, albo zarządzanie tym?

Wiktor: Na każde z tych pytań bym powiedział tak. Natomiast bardzo wielowątkowe byłyby odpowiedzi. Wiesz co, no to na czym my zbudowaliśmy naszą przewagę konkurencyjną, to jest to, że te kursy są na maksa praktyczne. Co to znaczy? Bo praktycznie każda szkoła mówiła, że kursy są praktyczne. Tylko nie wiem, czy ta każda szkoła od pierwszej minuty mówi z kursantem po angielsku.

Bartek: Ja byłem w dwóch albo w trzech szkołach nawet językowych, to będę miał porównanie, okay. W dwóch z nich tak, rozmawialiśmy tylko po angielsku.

Wiktor: W dwóch tylko po angielsku. Ok, dobra.

Bartek: W jednej faktycznie było tak, że było dużo po polsku.

Wiktor: OK, no więc jeżeli ktoś chce się nauczyć mówić i nabrać tej swobody, no to dla mnie to jest jedyna sensowna droga. Czyli od razu od początku jest ten angielski. Jest to tak zwane pełne zanurzenie w języku. Więc jest to pierwsza rzecz, która nie mówię, że absolutnie unikalna na skali całego rynku, ale nie jest też na tyle powszechna, żeby to był ten krwawy, czerwony…

Bartek: Czerwony.

Wiktor: Nie mówię, że to jest błękitny. No ale jednak nie jest to totalnie ten krwawy. To jest pierwsza rzecz, druga rzecz, która myślę, że pomogła nam się wypozycjonować na rynku, to jest taki bardzo bym powiedział, niesztampowy marketing.

Bartek: O, to mówisz moim językiem teraz.

Wiktor: I robienie wielu takich różnych szalonych rzeczy jak np. nagrywanie spotów reklamowych, w których ja normalnie w ubraniu tam w marynarce opowiadam mądre rzeczy do kamery. Jestem na krawędzi basenu. Patrzę w słownik języka angielskiego i zaczynam iść. Tam w tle jest podkład. W sensie ja tam mówię różne rzeczy. No i wpadam do tego basenu, w slowmotion, w HD, w ubraniu. Po co? Po to, żeby… A żeby było w tym troszeczkę takiej, niech to będzie, że kontrowersja, czegoś takiego wow, że on właśnie w ubraniu wskoczył do basenu, a jednocześnie, żeby zobrazować tą ideę pełnego zanurzenia w języku angielskim. To co robi też X, czy te dwie szkoły przynajmniej, o których powiedziałeś, no to my pokazaliśmy w bardziej oryginalny sposób niż powiedzenie u nas jest 100% angielskiego, więc zobrazowaliśmy to, daliśmy pożywkę wyobraźni.

Bartek:Czyli waszym jednym z wyróżników jest marketing, bo zazwyczaj marketing szkoły językowej jest do bólu nudny, do bólu jest taki nieciekawy, powtarzalny i oparty o te same zdjęcia stockowe.

Wiktor: Oj tak. No i o słówka nie, na zasadzie słówko dnia, słówko tygodnia, tego typu rzeczy.

Bartek: No tak, czyli wyróżniliście się marketingiem de facto. Jako jedną z tych rzeczy, bo zakładam, że pewnie ta usługa, jak w wielu miejscach jest też unikalna, w jakiś sposób, nie. Uczycie zdalnie czy teraz już w tych czasach postpandemicznych, czy uczycie stacjonarnie?

Wiktor: Wiesz co, przed pandemią prawie 70% lekcji było offline, było na żywo. My wynajmowaliśmy kolejne przestrzenie, zarządzaliśmy tym przestrzeniami, co też generowało dużo pracy i kosztów. Natomiast w momencie kiedy przyszła pandemia, przyszedł lock down, no to legalne było wyłącznie nauczanie online, także przenieśliśmy się wtedy przymusowo do 100% online. Natomiast kiedy zostały zdjęte te pierwsze najbardziej rygorystyczne obostrzenia, to przywróciliśmy możliwość, a nie obowiązek lekcji offline’owych owych i przez około rok trzymaliśmy te biura otwarte, żeby sprawdzić na ile te nawyki naszych odbiorców się zmieniły na stałe, a na ile była to tylko była taka też chwilowa zamrażarka nawyków i chcieliśmy sprawdzić, czy wrócą masowo do lekcji offline. Natomiast przez rok nic się nie zmieniło. Ta proporcja trzymała się na poziomie 8-9 % lekcji offline’owych to 90-91% lekcji online. Więc policzyliśmy to, zobaczyliśmy, że nawet jeżeli, nawet jeżeli byśmy stracili wszystkich klientów, tych offline, informując ich, że biuro jest zamknięte, to i tak bylibyśmy w ostatecznym rozrachunku na plusie. A teraz wiesz, co było najbardziej niesamowite? Kiedy do nich wszystkich zadzwoniliśmy, pamiętam na przykładzie gdańskiego biura, wtedy mieliśmy 41 kursantów, którzy tam mieli lekcje i powiedzieliśmy, że no za miesiąc można przenieść się na online to sobie wyobraź, że tylko jeden klient wypowiedział umowę, a reszta powiedziała, że ok. Więc nie dość, że nie miałem już kosztów wynajmu tego biura, zarządzania całą tą przestrzenią, no to jeszcze zachowałem przychód i dochód z czterdziestu kursantów.

Bartek: To wspaniały przykład aktywizacji biznesu czy zmiany biznesu.

Wiktor: I to dzisiaj, i dzisiaj już jesteśmy w stu procentach online, nową szkołą, jeżeli chodzi o nauczanie i hybrydowo pracujemy w szeroko rozumianym back office, czyli marketing, sprzedaż, obsługa klienta i tak dalej. To wszystko jest hybrydowe, a lektorzy pracują z kursantami w stu procentach, w języku angielskim też, ale online, zdalnie.

Bartek: To może offtopic, ale to…

Wiktor: Takie najlepsze.

Bartek: To zgadzam się. Jestem ciekawy, bo ja mam jakieś tam indywidualne lekcje angielskiego i…

Wiktor: To może dzisiaj je przekonwertuje.

Bartek: Ma szansę, bo, pozdrawiam Julię serdecznie.

Wiktor: Ale z Julią to ja nie chcę stawać w szranki.

Bartek: Ale nie miałbyś szans, więc można próbować…

Wiktor: No właśnie dlatego nie chcę stawiać. Ja idę tylko na bitwy, które mogę wygrać.

Bartek: Słusznie, bardzo słusznie, bo ja tak naprawdę nie mam lekcji języka angielskiego, tylko ja mam konsultacje biznesowe po angielsku albo konsultacje UX po angielsku, albo marketingowe po angielsku, bo Julia łączy te kompetencje twarde, biznesowe, marketingowe czy zrozumienie trochę UXowe, z tym, że jest świetnym lektorem języka angielskiego, więc te nasze lekcje, to nie są lekcje tylko konsultacje, bo ja rozmawiam o rzeczach dla mnie ważnych, strategicznych biznesowo po angielsku. Z kimś, kto ma te twarde kompetencje i to pewnie byłoby ciężkie do zrobienia w jakiejkolwiek szkole językowej.

Wiktor: To ciężkie do zreplikowania na większą skalę, no u nas jest prawie 100 osób.

Bartek: No ciężko by było wygrać pewnie, ale dla mnie – może jestem stary i dlatego – ale jednak te spotkania face to face, mam wrażenie, że jestem bardziej skoncentrowany i że są dla mnie lepsze. Nie wiem czy to jest jakaś taka obserwacja większa, czy…

Wiktor: Wiesz co, to zależy od człowieka. Myślę, że każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, najlepiej testując obie opcje i offline i online. Ja po prostu spojrzałem na dane i wyjąłem z tego jakiekolwiek osobiste przekonania, bo ja osobiście, personalnie jakbym miał się czegoś uczyć dzisiaj w takiej formie, to pewnie też wolałbym zajęcia offline. Tak, ja osobiście jako Wiktor Jodłowski, jako osoba fizyczna, jako potencjalny klient, konsument. Natomiast momencie, w którym liczby mówiły mi, że to po prostu jest nieuzasadnione ekonomicznie, że rynek się widocznie trwale zmienił i po prostu ten online bardzo mocno zyskał kosztem offline, no to po prostu podjąłem excelową decyzję. Ale, ale właśnie ona nie była, adhockowa to też było ważne, że ja celowo przez rok od zniesienia tych pierwszych najostrzejszych obostrzeń trzymałem to biuro otwarte i nierentowne, bo one przez ten rok były nierentowne przez to… 

Bartek: Siłą rzeczy.

Wiktor: Ale byłem na to gotowy, mieliśmy na to przygotowane kapitał i wiedzieliśmy, Że możemy przez x miesięcy, przez rok możemy dopłacać. I po tym roku sprawdziliśmy, zobaczyliśmy, mówimy: no, nic się tu nie zmienia, ta proporcja cały czas się utrzymuje. Zobaczyliśmy właśnie stricte rentowność na przykładzie tego gdańskiego biura i stwierdziliśmy, że to chyba ta przyszłość, która nadeszła, no i pociągamy za spust. I wiadomo, to też tam trwało, bo wygaszanie tej działalności offline trwało wiele miesięcy tak naprawdę. Natomiast no dzisiaj, dzisiaj już mamy, dzisiaj jedyne biuro, jakie wynajmujemy, to jest jedno mieszkanie w centrum Gdyni na centralę, na tą hybrydową centralę, która ze 115 metrów kwadratowych, które kiedyś były wypchane po brzegi i to jeszcze mieliśmy tam dwa piętra, mieliśmy 230 metrów, to dzisiaj mamy tylko jedno piętro 115 i wykorzystujemy tak na oko… jakieś 65 metrów. Więc tak, tam jeden, dwa pokoje zostały puste, do tego stopnia.

Bartek: Ale jednak jest taka potrzeba, bo ja też…

Wiktor: Offline? Ja nie mówię, że nie ma, tylko 8-9%, przynajmniej w przypadku naszej grupy docelowej…

Bartek: Ale nie nie, ja mówię o tym back-office waszym i porównuję też do siebie, bo u mnie też zespół pracuje stacjonarnie, w większości stacjonarnie, część hybrydowo, ale generalnie pracujemy stacjonarnie. Taką mamy zasadę. I co było ciekawe, po tych obostrzeniach w 2020 roku, jak tylko pojawiła się możliwość powrotu do biura – no ale wtedy nie wiedzieliśmy z czym się ten wirus wiąże – więc daliśmy taki wybór: czy chcecie wrócić do biura, czy chcecie dalej pracować zdalnie? 100% osób powiedziało chcemy wrócić do biura. No więc też wolałbym to biuro zlikwidować, wiadomo, nie, bo jest to koszt jednak, który nie generuje jakiejś tam super wartości dodanej, ale jednak ludzie chcą pracować w biurze. Ta praca jest efektywniejsza, szczególnie jeżeli są to większe zespoły. No i nie do zastąpienia jest to, że w kuchni ktoś się spotyka i są jakieś takie rzeczy wiesz, coś czego nie złapiesz na callu po prostu, ktoś komuś się o coś przypomni. Więc na razie pracujemy w większości stacjonarnie, może tak pół-hybrydowo.

Wiktor: Wiesz co, u nas my się przez jakiś czas zebraliśmy przed tą pracą całkowicie zdalną albo hybrydową jeżeli chodzi tam o back office, nie do końca wiedzieliśmy jak to ogarnąć logistycznie, natomiast trochę nas przycisnęło kilka elementów. Pierwszy jest taki, że po prostu widzieliśmy, że wielu bardzo fajnych kandydatów nam ucieka przy rekrutacjach w momencie, kiedy proponowaliśmy ten twardy wymóg pracy w Gdyni, bo też Gdynia jest fajnym miejscem.

Bartek: Najlepszym.

Wiktor: Ja też uważam, że jest najlepszym.

Bartek: Najszczęśliwsi ludzie w Polsce mieszkają w Gdyni.

Wiktor: Potwierdzam.

Bartek: A to badania potwierdzają, nie wiem czy wiesz.

Wiktor: Natomiast było to barierą w przyciąganiu kandydatów, którzy nie mieszkali w Gdańsku i nie chciałoby im się dojeżdżać, albo nie wiem, w Kielcach, bo mamy np. świetną liderkę HR z Kielc, której nie zrekrutowalibyśmy, gdybyśmy prostu się uparli, że to musi być Gdynia i nara. Więc pierwsza rzecz, pierwszy powód, który nas przycisnął, to po prostu wolne pozyskanie nowych pracowników. Druga kwestia była taka, że dostawaliśmy coraz więcej sygnałów od naszych pracowników już na pokładzie, że chcieliby mieć właśnie pracę hybrydową nie w całkowicie zdalną, tylko hybrydową właśnie, żeby mieć to poczucie bycia częścią tej społeczności, tych interakcji na żywo, bo one jednak też są bardzo cenne. Natomiast żeby mieć również możliwość tego, że nie wiem, jak mam trochę gorszy dzień i nie mam ochoty się socjalizować, tylko po prostu zrobić swoją robotę, no to mogę mieć zdalne albo nawet dni zdalne, nie, bo część pracuje całkowicie zdalnie, a część hybrydowo, ale upraszczam to do mówienia, że to jest hybrydowo.

Bartek: A hybrydowo, jeżeli tak mogę podpytać, to jest jakieś ograniczenie na zasadzie dzień w tygodniu, dwa w tygodniu czy – albo na zasadzie kto potrzebuje ten idzie  – macie to jakoś usystematyzowane? Tak pytam dla siebie.

Wiktor: Jasne, na pewno mamy to usystematyzowane, natomiast to ogarnia Sonia, dyrektorka operacyjna spółki wraz z liderkami poszczególnych działów. Ja dokładnie nie pamiętam jakie tam są zasady, natomiast z tego co kojarzę to jest bodajże tak, że przynajmniej dwa dni w tygodniu trzeba w ogóle być online, bo to jest tak policzone, że jakbyśmy byli wszyscy razem, to byśmy się zmieścili, ale byłby ścisk, więc to jest to policzone, że przynajmniej 2 – w skali miesiąca licząc – przez dwa dni w tygodniu, trzeba pójść do domu i pracować zdalnie. To nie było, że tak powiem, przymuszanie pracowników tylko było odpowiedzią na feedback, bo my zbieramy bardzo mocno, precyzyjnie dane HRowe, w sensie co jest tym stay-faktorem, co jest push-faktorem, czyli co sprawia, że ludzie chcą zostać, co sprawia, że ludzie rozważają odejście, no i właśnie ten, ten brak tej pracy zdalnej, częściowej, był dużym push-faktorem.

Bartek: Ja robiłem badanie wśród pracowników…

Wiktor: W ogóle polecam robić to regularnie. My normalnie mamy to jako proces, wszystko jest kwantyfikowane w tabelce, dokładnie wiem jak bardzo,co ludzie doceniają, a co jak bardzo ich boli i mogę na to…

Bartek: Jak często to robisz?

Wiktor: Wiesz co, nie robię tego osobiście tylko…

Bartek: W sensie mówię jako firma.

Wiktor: Kinga to sprawdza – z tego co kojarzę – raz na pół roku ma z każdym pracownikiem tzw. stay-interview i to jest normalnie systemowane, jest check, lista pytań, które zadaje, ona to potem zrzuca do odpowiedniego Excela, prezentuje mi i Sonii, czyli dyrektorce operacyjnej w postaci zanonimozowanych danych. Na zasadzie ten, ten faktor, ludzie bardzo doceniają, co możemy zrobić, żeby było go jeszcze więcej, a tego bardzo nie lubią, co możemy zrobić, żeby to zneutralizować? W sensie, żeby pomóc organizacji, ludziom tej organizacji z tą konkretną kwestią.

Bartek: My zaczęliśmy robić to pod koniec zeszłego roku. Zrobiliśmy pierwsze badanie ankietowe anonimowe i zaczęliśmy wprowadzać właśnie takie one-on-one, czy feedbacki z indywidualnymi osobami i w tym roku to rozwijamy.

Wiktor: A kto prowadzi te one-on-one?

Bartek: Liderzy, liderzy działów.

Wiktor: Zalecam zatrudnienie kogoś do HR, kto jest w pewnym sensie trochę taki neutralny i któremu można w bezpieczny, taki zanonimizowany sposób, że tak powiem, pohejtować cokolwiek i kogokolwiek .

Bartek: Ja wyszedłem z założenia, że do tego służy to badanie ankietowe, które będziemy robić, że ono jest anonimowe i tam możesz się wyżyć dowolnie. I tam mamy prawdę. A te badania, takie feedbacki, raz na pół roku z bezpośrednim przełożonym one-on-one służą temu, żeby też tą relację, żeby się zatrzymać na chwilę i spojrzeć na tę relację „ja i mój przełożony” albo „ja i reszta zespołu”, to też jest ważne i w tej codziennej gonitwie to ucieka. I to jest ten moment zatrzymania i powiedzenia sobie – jedną z naszych wartości jest transparentność – więc szczerze można sobie powiedzieć: „ej, tu mi nie granie, albo z tym mam problem. Nie wiem, nie wiem jak tym problem zarządzić. Natomiast do czego piję, bo robiliśmy to badanie anonimowe, ani raz nie pojawiła się odpowiedź „chcemy pracować zdalnie, brakuje nam pracy hybrydowej, brakuje nam pracy zdalnej”. Ani jedna osoba tak nie powiedziała.

Wiktor: To jest dobry dowód na to, że wiesz, że w momencie, kiedy są jakieś trendy, które są tak mocno lansowane na rynku, no to ja je obserwuję, przyglądam się im, sprawdzam, na ile one są adekwatne do mojej organizacji, nie, i to jest fajny przykład, że to, że jest wielu pracowników, którzy chcą, nie znaczy, że absolutnie wszyscy na tej planecie chcą. I fajnie, że jesteś tego świadomy i widzisz po prostu, czego akurat Twoi pracownicy potrzebują i że na to odpowiadasz. U nas jest po prostu inaczej, bo widocznie i inna behawiorystycznie grupa się dobrała.

Bartek: U nas też to się może zmienić, prawda. Te badania chcemy powtarzać co roku albo co pół roku własnie te anonimowe. Gdzieś jesteśmy w procesie strategicznym ustrukturyzowania tego wszystkiego, więc może się okaże, że za rok będzie zupełnie inaczej. Wtedy będziemy podejmować inne decyzje, a to jest ważne.

Wiktor: Zdecydowanie.

Bartek: Kurczę, strasznie lubię o biznesie rozmawiać.

Wiktor: Same here.

Bartek: No a wracając jeszcze do tej waszej core’owej usługi, czyli nauczanie języka angielskiego…

Wiktor: Mamy tylko jedną usługę. Ona sama w sobie jest core’owa. Bo wiesz, mamy specjalizację, bo nie mamy innych usług, mamy jedną. Taką zajebiście dopracowaną.

Bartek: Okay, a nie miałaś pokusy, żeby robić, uczyć hiszpańskiego?

Wiktor: O panie, pokusa to moje drugie imię.

Bartek: Ale jakoś się na nią uparłeś, czy oparłeś się i zawróciłeś z tej drogi?

Wiktor: Mam właściwych ludzi wokół mnie, którzy przypominają mi po prostu to, co stanowiło i stanowi o naszej przewadze konkurencyjnej.

Bartek: Czyli ten fokus na języku angielskim to jest wasza przewaga. To, że nie idziecie w kierunku hiszpańskiego.

Wiktor: Mieliśmy krótki romans, nazywało się to Hablarsi. Od słowa Talkersi tak jakby pokrewna, tylko w języku hiszpańskim.

Bartek: Nie wiedziałem, tak strzeliłem z tym hiszpańskim, bo chciałbym tam mieszkać.

Wiktor: Ale spoko, może nasze podświadomości się skomunikowały.

Bartek: Ja bym chciał mieszkać, wiesz, na Wyspach Kanaryjskich. Spędziłem tam w zeszłym roku… już półtora roku temu… Cały listopad z rodziną. Więc co mam mówić no, kocham Gdynię, ale tam jest w listopadzie lepiej.

Wiktor: Rozumiem o co chodzi. Ja kocham Gdynię, a na drugim miejscu kocham Warszawę, więc wiesz. Co podobno to dla moich kolegów, koleżanek, kibiców, wiesz, gdyńskiej Arki, jest nie do pojęcia. No tak.

Bartek: Ty kochasz Warszawę, a nie Legię, jak rozumiem.

Wiktor: Pięknie powiedziane. Pomogłeś mi wybrnąć.

Bartek: Ciekawy wątek. To też wątek, który teraz ja zgłębiam u siebie. Na ile specjalizacja, a na ile generalizacja czy kompleksowość usług. Idziemy w kierunku specjalizacji, jednak uważam, że to jest lepsza droga.

Wiktor: Kurde. Robiliśmy to zanim to było modne.

Bartek: No nie wiem czy to jest teraz modne. Raczej modne jest robienie rzeczy kompleksowo, bo faktycznie ludzie mają coraz mniej czasu i z punktu widzenia marketingu jak mam rozmawiać z pięcioma agencjami, albo nawet z dwoma firmami, jedna mi robi marketing, druga robi stronę internetową, to już potrzeba czas na jakąś koordynację, na jakieś przekazywanie informacji, zgranie tego wszystkiego. Ale jednak finalnie wartość dla klienta to jest to, co dla niego wytworzymy wszyscy. I ta wartość jednak jest większa, jak mamy przynajmniej jakieś tam fokus i specjalizacje. Tak wynika z moich doświadczeń przynajmniej, ale nie tylko moich, bo tak jak z Tobą rozmawiam, to z naszym wspólnym kolegą Piotrem, którego też serdecznie możemy pozdrowić stąd, jemu wyszło to samo. Tak więc.

Wiktor: Ta specjalizacja, tak?

Bartek: Specjalizacja versus generalizacja. Piotrek był też gościem zresztą podcastu naszego i rozmawialiśmy o tworzeniu stron internetowych i też miał pokusę. A może jeszcze zróbmy PrestaShop, a może jeszcze Magento, a może jeszcze tamto, ale ma fokus na WordPress Development. Możemy tutaj polecić Tomago Software w obszarze stron internetowych, jeżeli będzie ktoś szukał.

Wiktor: Możecie sprawdzić naszą stronę, robiło tam.

Bartek: Aaa właśnie przecież robili waszą stronę.

Wiktor: W zeszłym roku. Także to świeży temat.

Bartek: A jak jesteśmy przy tym fokusie, bo wiem, bo rozmawialiśmy o tym, że otwieracie się mocniej na segment B2B. Czy to jest coś nowego? Czy to jest coś co zawsze robiliście, a teraz bardziej to chcecie rozwinąć?

Wiktor: Wiesz co, my przez wiele lat byliśmy zamknięci jeżeli chodzi o koncepcję współpracy z klientem B2B i skupialiśmy się na kliencie B2B. Po prostu żeby na maksa zrozumieć potrzebę faktycznego tego odbiorcy docelowego usługi, dzięki czemu przez teraz istniejemy jako firma 9 lat, no to pierwsze 7 lat tak naprawdę doszlifowywaliśmy naszą usługę, nasz produkt i mniej więcej 2 lata temu otworzyliśmy się na klientów B2B. To było też podyktowane takimi przekonaniami, głównie moimi, na temat tego, że wiesz, ci kursanci od klientów B2B to się nie uczą mnie, bo wiesz, bo to szef wymyślił, szef każe, szef płaci, no to pójdę. To fajnie, że jestem angielski, ale jak na przykład termin tym razem, to ominę te zajęcia, w takim sensie, że ten poziom zaangażowania, obawiałem się, że po prostu będzie na tyle niski, że nie chciałem sprzedawać usługi, na której no ja bym zarabiał, ale klient tak de facto nie korzystał. Klient, mam na myśli…

Bartek: Tą firmę, która płaci.

Wiktor: Dokładnie. Natomiast to, co mi się zmieniło w postrzeganiu tego zjawiska, tej sytuacji dwa lata temu, to jest to, że: hej, ja jestem odpowiedzialny za dostarczenie fantastycznej usługi, wiem, że to dostarczam, bo 7 lat to już wtedy to doszlifowaliśmy. To czy ludzie się uczą w tej firmie czy nie, no ja jestem w stanie i rekomenduję konkretne, takie, że tak powiem, sposób zorganizowania tego, który zmaksymalizuje zaangażowanie kursantów, bo to też można zrobić dobrze albo może zrobić źle. Więc my podpowiadamy, jak dobrze. Natomiast na koniec dnia, no to już ten faktyczny użytkownik jest odpowiedzialny za to, czy on faktycznie będzie chciał z tego skorzystać, czy  on przyjdzie na te lekcje, czy się będzie od nich migał, nie? My oprócz tego też mamy narzędzia do raportowania frekwencji i raportowania postępów, także jeżeli się wydarza, że ktoś się zapisuje na lekcje, ale potem na nie nie chodzi albo chodzi, ale ten progres jest żaden, albo jest po prostu zbyt mały względem tego, co byłoby możliwe w takim horyzoncie czasowym, no to wtedy ten płatnik, czyli albo CEO, albo pani od HR, bo statystycznie panowie od HRu, występują bardzo rzadko. Więc taki CEO, albo pani od HR dowiaduje się po prostu, że spośród tych 27 pracowników, tych trzech się obija, tych dwudziestu czterech się fantastycznie rozwija. No więc wtedy, albo, znaczy wtedy ten klient decyduje co chce z tym zrobić, to już nie jest nasza odpowiedzialność, czy oni faktycznie marnują pieniądze na tych trzech kursantów, którzy się nie uczą czy nie? Więc to, co mi się zmieniło właśnie te dwa lata temu mniej więcej, to właśnie to przekonanie. No i dzięki temu przez ostatnie dwa lata zbudowaliśmy już takie portfolio klientów B2B, że około 15, nawet 15% kawałkiem akurat sprawdzałem w ostatnim tygodniu czy dwóch to są kursanci, przysłali przez klientów B2B.

Bartek: Na ile się ta twoja teoria sprawdziła, że oni są mniej zaangażowani?

Wiktor: Nie bardzo, więc się cieszę.

Bartek: Mi się wydaje, że ludzie generalnie chcą się rozwijać, chcą się uczyć…

Wiktor: Zależy od firmy i wiesz co? Bo my też pracujemy z takimi firmami, które dają ludziom możliwość zapisania się na te zajęcia, a nie mówią: musisz iść.

Bartek: Okay, czyli pracownik może wybrać czy chce, czy nie chce…

Wiktor: Czy się zapisuje, czy się nie zapisuje.

Bartek: Okay, też pewnie per branża jest inaczej, bo np. branża IT, która jest mi bliska, to tam ten angielski jest ważny i raczej ludzie są nastawieni na rozwój. Developerzy chcą pracować w międzynarodowych zespołach czy międzynarodowych projektach, no i po prostu potrzebują tego angielskiego. I wiedzą, że jeśli się tego angielskiego nauczą, to też będzie miało to bardzo szybkie i bardzo bezpośrednie przełożenie na zarówno ich pracę, jak i zarobki. No bo zazwyczaj te projekty międzynarodowe są trochę lepiej płatne niż dla klientów polskich.

Wiktor: No lepiej fakturować w dolarach, niż w złotówkach. Ja jestem patriotą i lubię Polskę, i lubię złotówki, natomiast ekonomicznie no lepiej w dolarach.

Bartek: No lepiej, lepiej.

Wiktor: A w obecnej sytuacji geopolitycznej to już w ogóle warto w dolarach.

Bartek: Tak, zgadzam się. I na przykład w branży IT to myślę, że ten angielski jest super ważny i tam ci ludzie są i że to jest fajna usługa, to są zaangażowani, to jak gdzieś tam rozmawiając z różnymi ludźmi, co widzę, z branży IT, ale z różnymi firmami de facto w tej branży, nie tylko softwarehouse’ami, to ten angielski często bywa niedostosowany do ich potrzeb. Czyli on jest taki bardzo o parzeniu herbatki może, a niekoniecznie o pracy. Tak się zastanawiam właśnie, czy budujecie tą usługę, czy to jest jakiś standardowy program czy raczej staracie się dostosować, że jest firma IT, to warto żebyśmy pogadali może trochę bardziej o technologii?

Wiktor: Odpowiedź na oba pytania to tak. W takim sensie, z jednej strony czy jednocześnie jest metoda, więc jest konkretny zakres ram w jakich się może poruszać lektor, natomiast to jest słowo klucz, w jakich może się poruszać, a nie checklisty, którą musisz odhaczyć. Ja lubię mówić, że – znaczy lubię to tak pokazywać, zwłaszcza właśnie klientom w branży IT – że nasza metoda to jest framework, a nie skrypt. Czyli jak mnie teraz zapytasz dzisiaj: Wiktor, a co będzie na siódmej lekcji? Nie mam bladego pojęcia. Zobaczymy po piątej albo po szóstej, w jakiej trajektorii w ogóle będziesz. Na jakie narzędzia dydaktyczne dobrze reagujesz, na jakie nie? Co Cię de facto interesuje? Bo wiesz, można powiedzieć: zróbmy angielski o marketingu. Ale to jest tak szerokie pojęcie, że nie da się zbudować jednej agendy, jednego skryptu, który obejmowałby marketing kompleksowo, bo A – to jest ogromne, B – mutuje co 15 minut, nie? Więc, więc tak zbudowaliśmy naszą metodę już od samego początku, czyli tak, żeby była frameworkiem. Jest konkretny zestaw zachowań lektora, jakie on ma stosować czy jakie może, z których może wybierać, budując tą ścieżkę rozwoju danego kursanta. I dzięki temu on może dopasowywać tak naprawdę do każdego konkretnego kursanta. Więc nie dość, że do firmy tematycznie możemy to dopasować też do konkretnego kursanta. To, że wiesz, przykładowo: Ty lepiej reagujesz, kiedy oglądasz w domu Teda na temat marketingu, a Twój kolega kiedy czyta artykuł z medium.com na temat innego obszaru marketingu. Więc nie dość że na tematykę, to jeszcze inne medium – inaczej konsumuje treść. No i potem to jest też podstawą do rozmowy na spotkaniu, która jest też poparta monitorowaniem rzeczy, które mogłeś powiedzieć lepiej, inaczej, potem to jest tam wrzucane na folder, do którego masz wgląd itd. Ale ta personalizacja jest wpisana w nasze, nie tylko nasze DNA, ale też nasze wartości. Też wspomniałeś o wartościach, że u Was jest transparentność. U nas jest może nawet coś podobnego, tylko nazywamy to prawdą, a nie transparentnością, ale sprowadza się do tego samego. A propos tego, co teraz powiedziałem, tej personalizacji, no to u nas jest indywidualizacja. Indywidualność. Tak, dokładnie. Więc to jest naszym DNA.

Bartek: Fajnie, tylko te wartości firmowe to dla mnie to był gamechanger i zrobienie ich z zespołem i życie według nich, to jest uważam dla każdego biznesu, który szczególnie się rozwija, no bo 9 lat, mieliśmy ponad 100 osób.

Wiktor: Niecałe 100, tam 98 bodajże.

Bartek: W okolicach 100.

Wiktor: Nie chciałem przekłamać.

Bartek: To generalnie wartości to jest taki mocny core, na którym faktycznie da się budować i uważam, że to jest super ważne wartości.

Wiktor: To jest ciekawe, co powiedziałeś. Ciekawe co powiedziałeś w takim sensie bo to w jaki sposób my obecnie… nawe nie wprowadziliśmy wartości do Talkersów, tylko w jaki sposób one zostały udokumentowane, to było już tak… nie pamiętam dokładnie, ale 4-5 lat temu. To było to, że ja się zastanowiłem wtedy, jakimi wartościami i tak już się kierujemy, tylko ich nie nazwaliśmy, nie. Ja lubię, lubię tutaj challengować ten koncept wprowadzania wartości do organizacji, bo według mnie ich się nie wprowadza, one od zawsze, od pierwszej minuty są, one wypływają w dużej mierze z tożsamości czy z osobowości foundera albo founderów. Na początku są nie spisane, no bo nie ma czasu na takie za przeproszeniem pierdoły. Wtedy to są pierdoły, potem to jest kluczowe. Na początku trzeba po prostu spiąć biznes, żeby się żeby się spinał na chociażby na plusik, nie. Ale jak tylko jest czas ogarnąć takie rzeczy, bardziej, że tak powiem filozoficzno-duchowe jakimi są wartości no to według mnie się opłaca. 

Bartek: To są rzeczy dla mnie strategiczne, warte i się opłaca. I tak jak mówisz, to nie jest wymyślenie wartości, tylko jest ich udokumentowanie. I my tak to zrobiliśmy z pomocą zewnętrznej osoby, która nas przeprowadziła przez ten proces, zebrała od wszystkich jakiś tam feedback i to przepracowaliśmy w takim wąskim gronie, żeby udokumentować, jak ładnie powiedziałeś to, co jest.

Wiktor: Zrobiłeś to bardziej demokratycznie. Ja – po foundersku – zrobiłem taką retrospekcję. Przygotowałem listę siedmiu, które wtedy mi się wydawało, że… znaczy wydawało. Uważałem, że wyznajemy już w naszych działaniach, no i mówię dałem to pod tę rozmowę, co się pod… że tak powiem, pod debatę całego zespołu i mówię: słuchajcie, te 7 mamy, oczywiście funkcjonujemy według nich, ale łatwiej będzie nam ogarnąć trochę mniejszą liczbę takich core’owych, takich 3-5, które są najbardziej zgodne z nami. No i dobraliśmy.

Bartek: Ja jestem fanem, mimo wszystko, jakiejś tam małej demokracji, ale każde podejście pewnie jest dobre, które angażuje też zespół. Najgorsze, co można zrobić, to przyjść, powiedzieć: to są nasze wartości, od jutra je stosować, dzisiaj jeszcze nie, ale od jutra proszę je stosować, bo dzisiaj to 12, to coś tam…

Wiktor: Zarządzanie dekretem.

Bartek: Tak, to chyba już nie działa.

Wiktor: Zależy w jakim kraju. W tym po prawej chyba całkiem nieźle. 

Bartek: No tak, trochę trochę więcej rozumiem o tym biznesie. Dzięki, że się podzieliłeś. Chciałem też zapytać o rolę marketingu. Ja już gdzieś tam napomknąłeś, że to był jeden z Waszych wyróżników, ale tak jakbyśmy mogli się w to zanurzyć. Z jakich narzędzi marketingowych, kanałów marketingowych, kampanii korzystaliście? Korzystacie? Co robiliście z tych obszarów marketingowych? Co się Wam sprawdziło, a co się np. nie sprawdziło w ogóle?

Wiktor: Wiesz co, no tutaj to długa historia… Dużo…

Bartek: Mamy czas.

Wiktor: To teraz dolałbym sobie herbatkę, bo mi się skończyła. Przez wiele lat byliśmy fanami takiego bardzo organicznego budowania brandów. W ogóle nie inwestowaliśmy. Żaden, w żaden płatny marketing w znaczeniu performance marketingu, wrzucania kasy, pracy. Mieliśmy profil na Facebooku, mieliśmy profil na Instagramie, coś tam się zdarzyło wrzucić na YouTube, ale jakoś nie za bardzo. Natomiast ja mocno wyskakiwałem z lodówki, także to było bardzo mocno oparte o mój personal branding, zarówno takich wideo scenariuszowanych. Na początku to było przez wiele lat, czyli bardzo mocno oparte o mój personal branding, gdzie ja ściągałem tą uwagę, a potem ją przekierowywałem na Talkersów…

Bartek: I to świadome było, to w sensie świadome działanie. Postawiliście na personal brand, który budował potem business.

Wiktor: Tak, dokładnie. Co jest ciekawe, bo w ogóle to to było dla mnie duże odkrycie, takie biznesowo marketingowe też na wczesnym etapie rozwoju i życia i jako przedsiębiorstwo, bo ja zacząłem w wieku dwudziestu dwóch lat, że ja w ogóle nie musiałem opowiadać o nauce angielskiego, żeby ściągać klientów na naukę angielskiego. Co do dzisiaj mi smaży mózg. Dla mnie to nielogiczne, ale ludzie widocznie jakoś na takiej płaszczyźnie, nie wiem, zaufania do mnie, do tego, że wiem co robię, że wiem co gadam, że mówię ciekawe rzeczy o przedsiębiorczości, zaradności i ogólno pojętym rozwoju osobistym, no to co sprawiało, że ludzie to klikali? Budowałem tym samym zaufanie i do dzisiaj buduje. I te relacje się wykluwają z tego. No a potem, to jest taka usługa, która widocznie, którą widocznie ludzie ufają, że skoro jestem osobą, która się rozwija i dzieli się tą ścieżką własnego rozwoju osobistego, no to chyba muszę coś wiedzieć na temat tego, jak się rozwijać pod kątem języka angielskiego. Więc to było, to było i do dzisiaj jest dla mnie takim…

Bartek: No to jest ciekawa obserwacja, bo raczej jest takie podejście, no tak jak np. miałem dzisiaj też wywiad z naszą koleżanką Hanią, to ona ma takie podejście, że właściwie de facto mówi tylko o tym swoim core’owym biznesie i to, nie. Ty zupełnie inaczej, też personal brand, ale inaczej wykorzystany.

Wiktor: Ja w ogóle mam anegdotkę, mistrzowską przynajmniej w moim odczuciu, bo właśnie to i to wideo, o którym już powiedziałem, o tym wskoczenia do basenu, ono nam wygenerowało tyle sprzedaży, że my wtedy jeszcze tak dobrze nie mierzyliśmy sprzedaży, więc nie jestem wstanie dokładnie podać w procentach o ile skoczyła. Ale powiem tylko, że przez pół roku nie wyrabaliśmy się z robotą sprzedażową.

Bartek: Czyli był viral, który spowodował, że mieliście mnóstwo zapytań.

Wiktor: Ten viral w ogóle miał tam 25 tysięcy organicznego zasięgu, zupełnie bezpłatnie. No i był, był na ustach jakiś tam, nie chcę powiedzieć, że wszystkich, ale w jakiejś tam bańce społecznej, był na ustach wszystkich przez jakiś czas. I ten, i pamiętam, że potem spotkałem się kilka miesięcy później z moim kolegą, który jest takim twardym performance’owcem. Na zasadzie tabelka, liczba, lejki sprzedażowe, feature’y, usługi, zbijanie obiekcji…

Bartek:CTR…

Wiktor: Dokładnie, wszystkie trudne słowa, wszystkie trudne skróty, i FBI i KFC jeszcze jako wisienka na torcie. I pokazuję mu to wideo, nie, i on mówi „no fajne”, ja mówię: wiesz co, przez pół roku nie wyrabialiśmy się z robotą, dzięki temu video. On dosłownie jak w filmach złapał się za głowę i nie mógł uwierzyć. Trochę jakbym mu powiedział, że czarne jest białe, albo że krowa może być wegańska.

Bartek: A ja bym powiedział tak: Wiktor, a co by się stało, jakbyście do tego wideo dołożyli 500 złotych budżetu miesięcznie na promocję?

Wiktor: I właśnie to jest taki… nigdy wcześniej niczego nie żałowałem, ale kiedy odkryłem performance marketing taki płatny, to mam takie… jakbyśmy to wszystko, co robiliśmy wcześniej organicznie, a zrobiliśmy naprawdę dobrze, boostowali nawet symbolicznie, to dzisiaj pewnie bylibyśmy na trochę innej planecie biznesowej. No ale przeszłość to przeszłość. Jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Bartek: Po to jest ten kanał, żeby edukować marketerów, przedsiębiorców, ludzi…

Wiktor: Nie popełniajcie mojego błędu. Nie cebulaczcie na płatnej reklamie.

Bartek: To jest jeden z najczęściej popełnianych błędów, który ja widzę w firmach, że wydają dużo środków na tworzenie contentu, który jest naprawdę fajny, ale później którego nikt nie widzi. Ty jeszcze miałeś tę przewagę, że miałeś personal brand i to jest trochę inaczej. Ale jak jest firma, która nie ma takiego mocnego lidera rozpoznawalnego, jest zwykłą generyczną firmą, która ma logo, nazwę i koniec, no to szansa, że tam się zrobi viral, viralowe video jest bardzo mała, żeby nie powiedzieć, że prawie żadna. Widzę firmy, które inwestują w zrobienie filmów, w kontent blogowy na przykład, robią naprawdę świetne rzeczy. Dużo energii w to wkładają. Są to na przykład case’y jakieś technologiczne, które są naprawdę ciekawe. No ale nikt tego nie widzi. I tam dołożenie paru złotych czy paru tysięcy złotych na płatną dystrybucję contentu potrafi być game changerem w biznesie.

Wiktor: Potwierdzam z moich doświadczeń, że tak jest.

Bartek: Bo już teraz jako nawrócony, ja zawsze byłem fanem płatnej dystrybucji reklam, bo jestem niecierpliwy. A reklamy wystartują dzisiaj, nie, jak je dzisiaj puścimy. A jak inwestujemy w inne kanały marketingowe, to wymaga to czasu, a tu tylko pieniędzy.

Wiktor: Wiesz co, u mnie… a to też było trzeba wziąć pod uwagę, że to też robiłem w erze sensownych zasięgów organicznych. Dzisiaj to byłoby jeszcze trudniejsze do zrobienia dzisiaj, bo te organiczne to już są prawie prawie żadne.

Bartek: Nie, na TikToku są niezłe.

Wiktor: A, no chyba, że na TikToku.

Bartek: Robicie TikToki?

Wiktor: Tak, mamy tam że tak powiem spowolnienie. Ale tak, ale mamy profil.

Bartek: Moim zdaniem kanał numer 1 teraz, w który warto inwestować.

Wiktor: Pewnie też zależy od grupy docelowej, nie? Czy już wszyscy są na TikToku?

Bartek: Wymyśl jakąś grupę gdzie nie warto. Znaczy ja znam przykłady, ale tak jakbyś Ty miał powiedzieć…

Wiktor: Ja się nie znam. Ja prowadzę biznes, a nie marketing.

Bartek: W IT nie warto na przykład. Kurczę, ale jeszcze przed chwilą w IT największym wyzwaniem było pozyskanie talentów, pozyskanie dobrych developerów. No dobrze, dzisiaj ci developerzy mają 18 lat czy 20 i będą na rynku pracy za 5 lat. Jeżeli za 5 lat wchodząc na rynek pracy i będą znali jakąś markę, że oni są fajni, że fajnie się tam pracuje, że mają fajne projekty i będą ją znali z TikToka, bo oni są dzisiaj tylko na TikToku, to inwestycja w w ten kanał dzisiaj niewielkich środków może spowodować, że za pięć lat się w ogóle wygra rynek IT w Polsce.

Wiktor: To ma sens, nie, no pod warunkiem że ktoś ma właśnie, to takie patrzenie długoterminowe, a nie oczekuje zwrotu tu i teraz.

Bartek: Tak, są pewnie takie branże, gdzie to może być ciężkie. Znam, mam takich klientów, którym bym nie zarekomendował tego. Mocno kontrowersyjne, czyli firmy, które chcą uciekać od kontrowersji, ale np. sam produkt czy usługa jest trochę kontrowersyjna, już nie chciałbym w szczegóły wchodzić. I tam faktycznie jest jakieś ryzyk, nie. Ale dla większości biznesów? TikTok jest dzisiaj cudownym dzieckiem marketingu. Duży zasięgi organiczne, gigantyczne zaangażowanie. Nie jest prawdą, że tylko dzieciaki tam siedzą. Cóż, te grupy wiekowe się zdecydowanie tam posunęły w górę. Podobno ludzi 30+ jest więcej niż poniżej trzydziestki – globalnie, nie w Polsce, tylko globalnie. Na pewno czas spędzony na tej platformie jest zdecydowanie dłuższy niż Facebook, Instagram czy jakiekolwiek inne.

Wiktor: Ja zaczynam się w ogóle przekonywać. Sam się zszokowałem, bo ja to appką mam zainstalowaną już kilka lat i wchodziłem na nią dosłownie raz na rok, raz na dwa, jak ktoś mi coś powiedział, że warto, nie. A ostatnio złapałem się na tym, że nawet sam z siebie zacząłem wchodzić tak raz na tydzień.

Bartek: TikTok ma najlepszy algorytm uczący się, więc im będziesz tam więcej siedział, tym ten algorytm się Ciebie lepiej nauczy i będzie Ci dystrybuował więcej treści, którymi jesteś zainteresowany. Plus ma najlepsze algorytm mieszania treści. Ja mam parę rzeczy, które mnie interesują, typu: biznes, marketing, piłka nożna. I tak oglądam, i mówię: a tam, znowu ten biznes, już jestem zmęczony tym biznesem, przewinę, mówię: o kurczę, Liga Mistrzów.

Wiktor: Algorytm wie, że już ci się właśnie znudził temat biznesowy na chwilę.

Bartek: Dokładnie. Dokładnie. Oglądałeś wczoraj mistrzów?

Wiktor: Nie, ale było 2:5 dla Realu?

Bartek: I 2:0 dla Napoli. Dobry mecz. Wracając do TikToka, to to jest zawsze moja silna rekomendacja dla większości biznesów, że dzisiaj warto. Bo to co się działo na Facebooku parę lat temu, że te zasięgi organiczne, które wykorzystywaliście Facebook, Instagram czy YouTube, to dzisiaj one są na TikToku. Jeszcze można.

Wiktor: My byliśmy mocno na tej fali, jak live’y w ogóle weszło, bo ja wtedy robiłem live’y cyklicznie, także na…

Bartek: Live’y na Facebooku?

Wiktor: Tak, dokładnie, więc tam wyskakiwałem z lodówki z tymi live’ami. Wtedy się jeszcze nie znaliśmy, to było w poprzednim życiu.

Bartek: Tak? Ja prowadziłem inny biznes wtedy, to może dlatego. Ale zarządzałem, nie mój biznes. Ale to jest historia, którą ja powtarzam, że szukałem wtedy agencji marketingowej w Trójmieście, która będzie działać – wydawało mi się, że normalnie wtedy, że ja powiem: taki mamy tyle leadów, taką mamy konwersję z leada na klienta, chciałbym te dwa wskaźniki poprawić, znaczy mieć więcej leadów i żeby one były lepszej jakości. I wydaje mi się, że takie dosyć oczywiste działania, nie, po to idziesz do agencji, żeby jakiś tam cel zrealizować. To było parę lat temu, więc dzisiaj ten rynek jest troszkę dojrzalszy. Ale to było dziwne podejście. Tam ludzie do mnie przychodzili i tak na mnie dziwnie patrzyli. Jak to tak… Nie my tu adsy zrobimy, my tu SEO będziemy robić. Mówię: super, ale to mnie interesuje. To jest mój cel, który chcę zrealizować. Druga rzecz, też nie chciało mi się skakać od agencji do agencji, bo miałem bandę freelancerów, ale świetnie się z nimi pracowało, tylko zarządzanie tym to horror. Tu ktoś zapomniał, tu nie dowoził, tu wyjechał. Straszne to było. I chciałem mieć agencję, która to zajmie ten, nie będę musiał tym zarządzać wszystkim. Wydaje się, że żadne oczekiwanie, normalne. No i po 26 agencjach w Trójmieście, z którymi rozmawiałem wtedy…

Wiktor: Dosłownie dwudziestu sześciu?

Bartek: Tak, tak 26. No, proces wyboru agencji trwał 6 miesięcy. No przygotowałem się, nie,

Wiktor: Czyli jedna na tydzień, jak tak policzyłem.

Bartek: Nie, to intensywny był okres, nie, tak, że tam jedni wychodzili, drudzy przychodzili, ale cały proces trwał pół roku, bo był drugi etap, trzeci etap, zadanie testowe…

Wiktor: Casting normalnie!

Bartek: Nie było lekko. Nie wiem, czy dzisiaj jako agencja bym wziął udział w takim długim procesie, nie wiem, chociaż… Zależy od klienta. Ale nie znalazłem agencji, która by tak myślała normalnie, biznesowo. Chce mieć więcej leadów, chcę lepszej jakości, chce mi się lepszą konwersję z leada na klienta. Co możemy zrobić?

Wiktor: Czy to nie jest tak, że w polskiej myśli biznesowej to jest dość nowe pojęcie? Leady, konwersje, etapy lejka?

Bartek: Wiesz co, mój ówczesny szef miał lat 50, czyli tak już młody nie był, no i dla niego to było dosyć oczywiste, że po to robimy te wszystkie hokus pokus marketing, żeby mieć więcej klientów, którzy do nas napiszą, albo zadzwonią. I że jak tyle osób wchodzi na stronę, to chcemy, żeby coraz więcej zostawało z tej samej ilości, to żeby więcej zostawało zapytanie.

Wiktor: Może kwestia bańki społecznej.

Bartek: Może tak. Może moja, może twoja bańka? Tutaj nie wiemy. Ja się bardzo fajnie uczyłem marketingu właśnie z tym moim byłym szefem, że pierwsza sobotę miesiąca wyglądała tak: Bartek, ile wydałeś moich pieniędzy? Ile ja na tym zarobiłem? To uczy, uczy podejścia do biznesu i marketingu. Naprawdę, polecam. A dzisiaj korzystacie z działań płatnych?

Wiktor: Korzystamy, ale zanim o nich, to myślę, że jeszcze warto o jednej rzeczy powiedzieć. Ostatnio robiłem takie ćwiczenie, co stoi za sukcesem przychodowym Talkersów. I właśnie jedną z rzeczy ważne było to, że my w ogóle na wczesnym etapie zorganizowaliśmy 350 eventów, i to w dwa lata, dwa i pół, coś takiego.

Bartek: Jakiego typu eventy?

Wiktor: Te eventy nazywało się Social English Night i to były takie cykliczne spotkania w różnych lokalach gastronomicznych w Polsce, w sumie to w  pięciu różnych miastach, w szczytowym momencie, tydzień, w tydzień. To było cykliczne. To było takie 90 minutowe meet-up z angielskim przy kawie, ale moderowane. W takim sensie to nie było tak, że przyjdźmy, pogadajmy sobie, tylko tego przyjdźmy, jest osoba prowadząca, jest osoba bardziej moderuje spotkanie i przez 90 minut możesz w bezpiecznym, bezpiecznej przestrzeni sobie popraktykować w sposób niezobowiązujący język angielski, a przy okazji jeszcze poznać wiele, wiele ciekawych osób. Bo my tak to robiliśmy, że tam jednym z głównych komponentów tej imprezy były takie językowe szybkie randki i chodziło o to, żeby znaleźć chłopaka czy dziewczynę, czy żonę, czy męża. Natomiast co ciekawe, o ile dobrze liczę, to to przynajmniej dwa małżeństwa z tego wyniknęły. A w ogóle na jednym ślubie to byłem świadkiem. Poprosili mnie, żebym był świadkiem w związku z tym, że to ja organizowałem ten event, na którym się poznali. Dla mnie to było ideą, w sensie ideą, to to była taka taka, taka wypadkowa, poboczna Natomiast to, co było ideą, to to, żeby właśnie dać ludziom bezpłatną i bezpieczną przestrzeń do tego, żeby mogli przełamać tę barierę w sumie zrobiliśmy tych eventów tam około trzystu pięćdziesięciu. I to było też takie, to to jest to to było takie prawdziwe budowanie community, to było prawdziwe budowanie społeczności, bo tam wokół tych eventów budowało się społeczność ludzi, którzy przychodzili tydzień w tydzień, bo to był stały dzień tygodnia, godzina, godzina startu, za każdym razem promowane całkowicie organicznie. No i te wejściówki schodziły na pniu, no, były bezpłatne, ale trzeba było się zarejestrować. Więc to też przyczyniło się do tego, że po prostu bardzo wiele osób w sposób taki bardzo nienachalny dowiedziało się o procesach, przychodziło na bezpłatny event, na którym nawet specjalnie nie pushowaliśmy tej informacji: a tak by the way to jesteśmy Talkersi i zapraszamy, i tutaj jest już formularz zapisu. Więc nie było takiego twardego konwertowania, tylko takie miękkie budowanie rozpoznawalności. I to sprawiło po prostu, że ten biznes przez bardzo długi czas mógł rosnąć organicznie bez żadnych płatnych reklam. Natomiast w momencie, w którym osiągnęliśmy już tą skalę, nie pamiętam dokładnie, ale coś między 3 a 4 miliony przychodu rocznego, to wtedy zobaczyliśmy po prostu, że że już sam organic nie wystarcza. Że ta dynamika po prostu, w sensie ta dynamika której potrzebowaliśmy, żeby dalej utrzymać ten rozwój, już z samego organica nie wystarczy. Tak jak powiedzmy ta szybkość wystarczyła wcześniej, to teraz trzeba było to dopalić do pieca pieniędzmi w adsy.

Bartek: I to jest taki etap, który teraz realizujecie…

Wiktor: Już od kilku lat.

Bartek:  Od kilku lat…

Wiktor: Dwóch, trzech…

Bartek: A to robicie wewnętrznie, z agencją robicie…

Wiktor: To też ewoluuje, ale stricte chodzi o adsy to z agencją.

Bartek: Z agencją. I polecasz ogólnie współpracę z agencjami?

Wiktor: Zależy.

Bartek: Bo ja mam misję…

Wiktor: Trzeba umieć.

Bartek: Naprawy rynku agencyjnego w tym kraju. 

Wiktor: To fajnie. Kibicuję. Myślę, że jest duża potrzeba.

Bartek: Wiem. To właśnie historia agencji ProjectUP, że wtedy nie znalazłam agencji, która była odpowiednia, znaczy znalazłem, ale była tragedia. No i stwierdziłem, trzeba to zrobić samemu. Więc dzisiaj mam misję naprawy tego rynku, otwarcie o tym mówię i cieszę się, że też tak twierdzisz, to znaczy, że nie robię… Moje życie ma sens, przynajmniej biznesowy.

Wiktor: Ja jestem tylko jednym zgrabnym prywaciarzem, więc się jakość szczególnie nie sugeruj. Natomiast wiesz co, ja widzę, że tam jest szereg wyzwań, i to po obu stronach, nie, w takim sensie i wiele agencji nie ma pojęcia co robi albo ma pojęcie co robi i sprzedaje po prostu bubla, ale, ale nawet te, które wiedzą co robią i potrafią to sprzedać, napotykają często klienta, który nie ogarnia tego, co kupuje. Nie ogarnia tego, czego może oczekiwać, w jakiej perspektywie czasowej, w jakiej cenie, bo jest tam duży rozjazd po obu stronach rynku, w sensie i popytowa ma swoje za uszami i podażowa ma swoje za uszami. Ja oczywiście bardzo uogólniam.

Bartek: Ale też ten kanał temu służy, żeby edukować obydwie strony.

Wiktor: Doskonale.

Bartek: A z Twojej perspektywy? Własnie, bo powiedziałaś, że trzeba umieć pracować z agencją? Jakbyś mógł to rozwinąć?

Wiktor: Pierwsza rzecz jaką widzę, to jest to, żeby nie oczekiwać cudów, nie, w takim sensie że to nie jest tak, że jeżeli biznes jest za przeproszeniem, gówniany i dokleimy do tego agencje to teraz nagle, fantastycznie, będą po prostu pieniądze spadać z nieba, nie. Bo do firmy przychodzą klienci, w dużym uproszczeniu, bo firma ma markę, ma renomę, czyli ma to zaufanie społeczne, że oni zrobią to – co ja chcę kupić – dobrze, nie? I taka agencja, no na przykładzie tej agencji performance’owej rozumiem, że o tym mówimy.

Bartek: Ogólnie możemy mówić o agencjach marketingowych, natomiast możemy na podstawie performance akurat.

Wiktor: Myślę, że najłatwiej to pokazać. Marka, którą budujesz jako przedsiębiorca, to jest bardzo holistyczny twór i on obejmuje szereg rzeczy. I oczywiście można zatrudnić agencję, która ci to zrobi w całości, ale wtedy to będzie kosztowało fortunę, jeżeli miałaby to zrobić w całości.

Bartek: Wymaga to dużo czasu, drogich specjalistów.

Wiktor: Albo jakieś 9 lat robienia tego samemu, no, trochę mniej.

Bartek: Ktoś ma 9 lat, ktoś ma duży budżet.

Wiktor: Więc to jest pierwsza rzecz. Druga rzecz jest taka, że jeżeli to już nie jest faktycznie taka agencja, która zrobi ci absolutnie wszystko, bo załóżmy, że stwierdzasz, że nie, nie masz takiego budżetu i chcesz po prostu zatrudnić kogoś do Facebooka, no to akceptuj to, że oni nie będą, wiesz, jakby jakimś magicznym lekiem, który sprawi po prostu, że nagle zacznie dobrze funkcjonować, jeżeli na przykład strona internetowa jest… Kiepska, nie? Albo jeżeli ogólnie masz kiepską renomę na rynku i to nawet jeżeli strona jest ok, ale źle o Tobie mówią w kuluarach, no to i tak nie będą konwertować, będą widzieć te reklamy, ale i tak tego nie kupią…

Bartek: Albo dlatego, że produkt jest słaby na przykład, nie cieszy się zainteresowaniem.

Wiktor: To już jest idealny przykład tego, czego agencja żadna Ci nie pomoże, w sensie agencja marketingowa stricte. Albo robisz to sam, inhouse’owo, wewnętrznie przebudowujesz ten produkt, żeby stał się dobry, albo zatrudniasz, nie wiem, jakiś doradców, konsultantów, którzy pomogą Ci to przebudować, ale dopóki ten produkt jest do dupy, to najlepsza agencja go nie sprzeda skutecznie. Nawet jak sprzeda, no to co chwilę będą zwroty i to w ostatecznym rozrachunku się nie przełoży na zysk spółki. Więc to jest, to jest kolejna rzecz. Jeszcze kolejna rzecz jaką widzę to jest to, że we współpracy z agencją potrzeba dużo zaangażowania ze strony firmy, dosyłanie informacji, dosyłanie materiałów typu… przykładowo, jeżeli agencja ma robić dobre reklamy, to – popraw mnie jeśli coś teraz przekręcę – ale zazwyczaj lepiej konwertują reklamy prawdziwe, naturalne zdjęcia a nie stockowe.

Bartek: Nie zawsze. Mam taki case dla jednego z deweloperów mieszkaniowych, dla którego zdjęcia naturalne sprzedawców – miłych, sympatycznych, uśmiechniętych pań i panów, konwertowały zdecydowanie gorzej niż standardowa rodzina ze stocka, która widać, że to jest standardowe rodzina ze stocka. Trzeba przetestować. To jest odpowiedź: testujmy.

Wiktor: Dobra, to cenna uwaga, no w każdym razie idąc tym tropem, zakładając, że w danej branży sprawdzają się zdjęcia naturalne, oryginalne członków zespołu, przykładowo.

Bartek: Chcemy to przetestować. Mamy hipotezę, chcemy ją przetestować, to musisz te zdjęcia zrobić, dosłać…

Wiktor: Albo zorganizować, żeby ktoś to zrobił, a nie na zasadzie: no to przecież agencja miała mi ogarnąć. No tak, pod warunkiem, że masz to w zakresie i za to zapłaciłeś, a nie „oni to by mogli się ogarnąć”. Bo przecież ja dużo płacę, bo płacę 1000 złotych miesięcznie za adsy, tyle co nic. Więc to jest oczywiście przykład taki mocno spłaszczony i zawężony i wredny, ale żeby pokazać mechanikę…

Bartek: Ja też zawsze powtarzam, że to jest współpraca. To nie jest to, że agencja zrobi za ciebie wszystko. To jest współpraca, czyli wymaga zaangażowania obydwu stron. To się po prostu zazwyczaj nie uda. Czasami w e-commerce może się udać, bo tam jest to wszystko łatwiejsze i bardziej policzalne. Jak jest duży e-commerce, gdzie nie ma osób, tylko jest marka już zbudowana i trzeba po prostu puścić reklamę performance i patrzeć na wskaźniki bardziej, to jest szansa, że się uda. Ale z drugiej strony ten e-commerce ma jakieś cele, ma jakieś produkty, w którym ma wyższą marżę, gdzie ma niższą i potrzeba jest tej informacji, której agencja no nie ma, bo i skąd?

Wiktor: Dokładnie. Więc wysyłanie informacji, dosyłanie materiałów takich jak zdjęcia – jeżeli tego nie ma, no to żadna agencja świata nie zrobi swojej pracy dobrze.

Bartek: Nie wiem czy znasz Artura Jabłońskiego. To Artur niedawno w którymś z podcastów powiedział bardzo mądrą rzecz, bardzo prostą, ale powtarzam, oddaję mu za to cześć, że tak ładnie o tym otwarcie mówi. Jeżeli grupa docelowa jest dobrze dobrana, koszt za kliknięcie jest taki normalny jak w innych biznesach z tej branży, a nie ma sprzedaży, no to nie reklama jest winna. To myślę, że jest fajnie, że masz tą wysoką świadomość i to jest fajny tip dla ogólnie klientów pracujących z różnymi agencjami, że to jest współpraca – po pierwsze, po drugie tych czynników jest dużo: a to strona, a to produkt, a to ogólnie brand, bo na przykład to co w Polsce, ja sam byłem jako fan performance’u, przez długi czas prowadząc poprzedni biznes nie doceniałem siły brandu. Więcej w adsy, większy budżet. Nie tam jakieś rzeczy. Z perspektywy czasu nawet w tym biznesie okazało się, że jak zaczęliśmy dbać o ten brand żeby był spójny, żeby fajnie wyglądał, żeby wnosił coś więcej… Na takim głupim przykładzie, to powtarzam, że jak zrobiliśmy nową identyfikację wizualną i daliśmy handlowcom nowe teczki z nowymi cennikami, to sprzedaż urosła z miesiąca na miesiąc i to nie tam drgnęła, tylko zdecydowanie urosła, tylko i wyłącznie dlatego, że mieli fajniejszą teczkę. To jeszcze były czasy takie, że handlowcy jeździli po firmach, nie, mieli fajniejszą teczkę i mieli fajniejsze cenniki, jakąś tam wkładkę do środka, nie. A i takie dawaliśmy te podkładki pod myszki, wtedy bardzo popularne, kosztowało to 2.50 nas, ale ładnie zaprojektowane, świetnie się ich używało też. W ogóle byli pracownicy wracali po podkładki co roku, bo im się zużyła. Ale ludzie, ja potrafiłem wrócić do takiej firmy po 5 latach i oni mieli dalej tą podkładkę, a ja: „ta już jest wytarta, ja nową pani zostawię.” Jest taka fajna, no ale ta podkładka nawet jak ktoś nie został naszym klientem, to ona tam leżała, kuła w oczy i „aaa tak znamy tę firmę”. Tak więc to budowanie brandu okazuje się… Są też badania, warto wpisać w Google “brand building versus performance” i przejść do zakładki „grafika” to się znajdzie fajne badania.

Wiktor: Tak jak mówisz „brand building vs performance” to trzeba ogarniać po angielsku.

Bartek: No to koniecznie, ale dzisiaj angielski nie jest językiem przyszłości, jest językiem teraźniejszości.

Wiktor: Wiesz co… Tak i nie. W sensie.

Bartek: Dzisiaj językiem przyszłości jest chiński.

Wiktor: Może tak być. Natomiast jeżeli chodzi o ten angielski to jest jeszcze sporo do zrobienia. Na poziom deklaratywny wszyscy ogarniam angielski, na poziomie faktycznym jak to w jednej takiej kartce świątecznej dostaliśmy, z jednego z biurowców, w którym wynajmowaliśmy biuro. Był taki czas dostać taką kartkę z takimi życzeniami – odtwarzam teraz z pamięci, więc może coś przekręcę, ale ideę zapamiętałem dobrze – „Niech polska szkoła dalej produkuje ludzi, dla których będziecie niezbędni.” W myśl tej idei już jest sporo do zrobienia.

Bartek: Moje dzieci teraz idą do szkoły, będę mógł sprawdzić. Natomiast angielskiego no to tak od trzeciego roku życia tam jakaś pani przychodzi, ćwiczy z nimi te owoce po angielsku, w formie zabawy, one się cieszą, super no ale jednak…

Wiktor: Tak najlepiej.

Bartek: Natomiast jest też w tym jeden problem. Bo ja z żoną rozmawiałem po angielsku, żeby dzieci nie rozumiały. One teraz zaczynają rozumieć. Najstarszego hiszpańskiego zaczynamy uczyć.

Wiktor: To może być… Ty, to może być pomysł na kampanię. Chcesz powiedzieć coś sprośnego do żony, żeby dzieci nie rozumiały. Już ogarniają angielski – ogarnij hiszpański albo lepiej francuski.

Bartek: Ja mam marzenie naprawdę parę miesięcy w roku mieszkać w cieplejszym klimacie. Też jestem patriotą, kocham Polskę, kocham Gdynię. Jednak od listopada do lutego wolałbym Wyspy Kanaryjskie.

Wiktor: Mam podobnie. Nie wiem czy Wyspy Kanaryjskie, ale gdziś gdzie jest ciepło.

Bartek: Polecam Wyspy Kanaryjskie. Dlaczego? Bo to jest idealne połączenie cywilizacji – to jest Unia Europejska dalej, ale geograficznie Afryki. Masz tam europejskie standardy, europejskie podejście, europejską służbę zdrowia, szczególnie z dziećmi małymi, to ważne, a z drugiej strony masz klimat bliższy Afryki niż Europy.

Wiktor: Kumam. Ja raczej marzę w kierunku Kalifornii albo Teksasu.

Bartek: To może w w offtopie mogę Ci parę rzeczy powiedzieć, a tutaj zachowamy pozytywne klimaty.

Wiktor: Dobrze!

Bartek: Dobrze, no fajnie. Dzięki, że się podzieliłeś tymi rzeczami marketingowymi.

Wiktor: Wiesz, tutaj jeszcze jedną ważna rzecz warto powiedzieć. To jest też tak, że wiesz, ja to doświadczenie zbierałem przez wiele lat, więc ja się przejechałem na bardzo wielu sprawach z agencjami i to z obu stron. W takim sensie, że część z nich dawała ciała, w części współpracy to ja dawałem ciała i albo wtedy tego nie widziałem, albo już, że tak powiem, było za późno, żeby te rzeczy odkręcić. Więc zależy mi na tym żeby pokazać ten zrównoważony obraz tej sytuacji, żeby z jednej strony wiedzieć, czego można wymagać i faktycznie tego wymagać od agencji i jeżeli nie dostarcza tego, no to wtedy się z nią rozstawać, ale też pamiętać o tym, że w każdej takiej nieudanej współpracy jest też odpowiedź na pytanie, na które często nie chcemy sobie odpowiedzieć: a co ja mogłem zrobić lepiej, inaczej, albo czego może ja nie ogarniam, gdzie mam na przykład nierealne oczekiwania albo czegoś nie dostarczyłem, że ta współpraca nie wyszła. I to są takie moje dwa pytania, które pomagają mi odpowiedzieć na pytanie, czy dana współpraca się sprawdza? A – czy ja dokładnie wiem, czego ja mogę wymagać, żeby tego wymagać? No i b – czy dostarczam tego, czego oni potrzebują, żeby robić swoją robotę dobrze?

Bartek: Z mojego doświadczenia to jest tak, że przedsiębiorcy często nie wiedzą, czego mogą oczekiwać albo jakich rezultatów. Bo skąd oni mają wiedzieć jaki jest dobry współczynnik konwersji? No i mogą gdzieś wpisać w internet, no to mają uogólnione dane dla całego świata, albo dla Polski. W ich biznesie, albo w podobnych miejscach, w podobnych biznesach ten współczynnik może być zupełnie inny, może być dużo wyższy albo dużo niższy. Dla mnie to jest zaleta agencji, że agencja widzi wiele różnych biznesów i może powiedzieć: w waszej kategorii powinniśmy się spodziewać tyle i tyle. Albo – ale z drugiej strony jesteście nową marką, nową firmą, która nie ma zaufania, więc to jest nasz daleki horyzont. Spodziewamy się, że dojdziemy do niego wtedy i wtedy. Ale zanim tam dojdziemy to potrzebujemy tyle czasu i tylu pieniędzy i takich działań, żeby tam dojść. To dobra agencja powinna zaprezentować taki trochę dłuższy plan, a nie: dzień dobry, poproszę Facebook Ads, tu są pana Facebook Ads. A no to super.

Wiktor: W ogóle jeszcze inny temat, bo zahaczyłem o temat, który chciałem pokazać już wcześniej, czyli to, że jak klient przychodzi i mówi: dobra, ja chcę Facebook Ads, to gdybym ja prowadził agencję – prowadziłem przez trzy miesiące, ale nikomu nie mów – to ja zadałbym pytanie: no dobra, ale tak w ogóle to z czym pan, pani przychodzi? Na zasadzie: w czym ja mogę pomóc, jakby nie, co podać z półki, tylko, co my chcemy w sumie osiągnąć, bo…

Bartek: Jaki mamy cel biznesowy?

Wiktor: Dokładnie. Bo być może się okazać, że nie potrzeba w ogóle Facebooka, bo zupełnie inne narzędzie będzie do tego, co klient będzie chciał zrealizować.

Bartek: Tak jest. Też z takim topowym tematem, szczególnie w B2B jest LinkedIn dzisiaj. I ktoś przychodzi i mówi no: przyszliśmy, chcielibyśmy prowadzić, żebyście nam zrobili konto na LinkedIn, firmowe, 8 postów w miesiącu. Tematyka taka i tak.

Wiktor: To ja bym się uśmiechał na zasadzie: a skąd wiesz, ile tych postów trzeba?

Bartek: Ale skąd wiesz, że w ogóle ten LinkedIn? Jaki jest cel biznesowy? „No bo tam są przedsiębiorcy, a to jest nasza grupa docelowa, więc my chcemy pozyskiwać leady z LinkedIn.” Tylko jest tak, że LinkedIn jest zbudowany na kontach osobistych, a nie na kontach firmowych. Konta firmowe istnieją, ale ich skuteczność jest zerowa. Jeżeli tam nie ma reklamy, to ich skuteczność jest zerowa. Nikt tego nie ogląda, LinkedIn tego nie wypycha do feeda, więc z punktu widzenia celu biznesowego nie ma to sensu. Żadnego. Można to publikować, nikt nigdy tego nie zobaczy, nie będzie z tego żadnego leada. I teraz oczywiście można sprzedać klientowi 8 postów na LinkedIn, razy stawka, będzie tyle. A można się właśnie zapytać, ale jaki macie w tym cel biznesowy? Powiedzieć: OK, no to może lepiej jednak zrobić tak -ambasadorów marki, zrobić szkolenie z tego LinkedIn. Tu też możemy Martynę Goździuk polecić i pomóc tworzyć content, no bo to oczywiście wymaga jakiegoś tam czasu, coś trzeba napisać, coś namalować. I poprowadzić tego klienta strategicznie. Jak on ma budować swój profil na LinkedIn versus 8 postów na company page.

Wiktor: Trzeba więc do tego trzeba mieć a – kompetencje, b – w ogóle odwagę, w cudzysłowiu, postawić się klientowi, a nie po prostu powiedzieć dobrze, dobrze, dobrze. To są trudne rzeczy.

Bartek: Tak, ale ja też jestem zbudowany, bo ta świadomość rośnie, ta świadomość rośnie. Myślę, że takie kanały edukacyjne wiele osób robi i mówi z tej naszej branży marketingowej, trochę otwierają dzisiaj oczy. I to takie czary mary, hokus pokus, marketing. To zaczyna zanikać i klienci przychodzą bardziej świadomi. Może znowu to jest bańka, ale takie mam wrażenie, że są bardziej świadomi i mówią, że bardziej rozmawiają o celach biznesowych. Wydaje nam się, że dobrym pomysłem mogłoby być to i to. Co Wy na to? Mówimy super, ale Instagram dla Waszej marki jest świetny, ale jak Wy zaczynacie dopiero, macie świeże konto, to żeby cokolwiek tam mieć, jakikolwiek biznesowy efekt z tego, to trzeba dopalić reklamą, bo inaczej to możemy publikować 2 lata i nic nie sprzedać. Tak jest. Nie ma co się obrażać na rzeczywistość, że wygląda jak wygląda. I dzisiaj klienci są bardziej otwarci na to, takie mam wrażenie.

Wiktor: Dobrze wiedzieć. Ja bym sprawdzał, czy wiesz, czy ten statystyczny Janusz z Łomży to ogarnia, to dla mnie byłby taki wyznacznik, że to weszło pod strzechy. Mam wrażenie, że to raczej w naszym… bo ja mam podobne obserwacje jak Ty – natomiast coś mi mówi, że wiesz nasza tak powiem, bańka biznesów świadomych, technologicznych albo okołotechnologicznych to jest ta bańka, która już zaczyna kumać, ale dopiero kiedy Janusz z Łomży, który prowadzi warsztat w Łomży, będzie takie rzeczy ogarniał chociażby na poziomie ogólno koncepcyjnym. To będzie ten moment, kiedy będzie takie OK: czyli to the new normal.

Bartek: No wiesz, to też mimo wszystko się zmienia, bo przychodzą klienci, i mówią tak dzień dobry, ja bym chciał, żeby – mam warsztat samochodowy – chciałbym, żeby do mnie dzwonili. Jestem hydraulikiem, chciałbym mieć więcej telefonów, więcej zleceń i tam trzeba coś, ktoś mi powiedział, że trzeba reklamę robić w internecie. OK, no to dla pana to, to to to. Google Ads, proste, lokalny biznes, działamy, budżet taki i taki. W sumie dużo nie trzeba, jak to jest prosty biznes, taki malutki, jednoosobowy często. Mam wrażenie, że świadomość rośnie.

Wiktor: To fajnie, dobrze wiedzieć.

Bartek: Staram się do tego troszkę przyczyniać. Jak się uda to będzie super. Dzięki Wiktor. Jakby ktoś chciał więcej się dowiedzieć o Talkersach albo o Tobie, to gdzie najłatwiej takie informacje znaleźć?

Wiktor: Jeśli o Talkersach to na naszej stronie internetowej talkersi.pl albo na naszym fanpage’u. Bo to są takie dwa kanały… No www nie jest kanałem, ale albo na stronie, albo na naszym na naszym profilu na Facebooku. Tam mamy po prostu Talkersi, bez .pl i też na YouTubie dużo więcej ostatnio publikujemy. Więc w tych trzech miejscach można nas obczaić. A jeżeli chodzi o mnie, to najlepiej albo na Facebooku, albo na LinkedIn, po prostu wpisując Wiktor Jodłowski. Jestem daltonistą, ale tam mam chyba zieloną albo brązową marynarkę, więc zobaczcie jaki kolor tam mam, bo sam nie wiem co, więc widzę to oczami wyobraźni, ale jestem daltonistą, więc nie wiem.

Bartek: Gdybyście mieli pytania jakieś do Wiktora, to zapraszamy do zadania w komentarzach. Wiktor na pewno chętnie odpowie.

Wiktor: Zgadza się.

Bartek: Prosimy oczywiście o suby, lajki, i o polecanie nas dalej.

Wiktor: I jeszcze kliknijcie dzwoneczek jeżeli oglądacie na YouTubie.

Bartek: Koniecznie dzwoneczek.

Wiktor: Dzięki wielkie!

ProjectUP - Agencja marketingowa dla e-commerce

Subskrybuj

Podcast

Wpisz swój adres e-mail poniżej, a otrzymasz od nas regularnie informacje o nowych odcinkach i wpisach na temat sprzedaży i marketingu B2B!