Podcast

Skalujesz firmę i tracisz kontrolę? Dlaczego Zewnętrzny Dyrektor Marketingu to ratunek dla Twojego budżetu?

W tym odcinku dowiesz się:

  • Czy naprawdę musisz zatrudniać drogiego CMO, czy lepiej „wynająć” dyrektora, który zrealizuje roczny cel w 9 miesięcy?
  • Co oznacza „agresywne czekanie na zadania” i dlaczego Twój wewnętrzny dział marketingu może hamować rozwój firmy?
  • Jak zakończyć odwieczną wojnę na linii Sprzedaż vs Marketing i sprawić, by handlowcy dostawali leady, których faktycznie chcą.
  • Dlaczego w B2C same reklamy na Facebooku to za mało i jak ZDM ogarnia tematy, o których agencje zapominają (od billboardów po eventy).
  • Jak zapanować nad chaosem przy skalowaniu firmy x10, gdy właściciel musi oddać stery.

Twój biznes rośnie, a Ty masz wrażenie, że zamiast świętować sukces, toniesz w operacyjnym chaosie? Jeśli myślisz, że jedynym ratunkiem jest zatrudnienie drogiego dyrektora marketingu na pełen etat – mam dla Ciebie wiadomość, która może uratować Twój budżet (i nerwy). Większość firm w fazie dynamicznego skalowania wpada w tę samą pułapkę: właściciel przestaje mieć czas na zarządzanie, a wewnętrzny zespół bez lidera dryfuje. To prosta droga do przepalania pieniędzy. Jak więc zyskać stratega, nie bankrutując na etacie?

Skalowanie firmy to moment krytyczny. To faza, w której stare procesy, oparte na intuicji właściciela, przestają działać, a nowe jeszcze nie powstały. Kiedy organizacja rośnie z kilku do kilkudziesięciu osób, metody „robienia marketingu po godzinach” stają się hamulcem ręcznym dla rozwoju.

Wtedy pojawia się dylemat: budować drogi dział in-house czy zlecić wszystko agencji? Okazuje się, że istnieje trzecia droga – model Zewnętrznego Dyrektora Marketingu.

Pułapka „Agresywnego Czekania na Zadania”

Wokół zatrudniania marketera in-house narósł pewien szkodliwy mit: „Zatrudnię kogoś, dam mu biurko i komputer, a problem marketingu zniknie”. Rzeczywistość bywa brutalna.

Firmy w fazie wzrostu często nie mają budżetu na Senior Marketing Managera (którego pensja to często kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie). Zatrudniają więc juniorów lub midów. Tacy pracownicy, choć często zdolni, potrzebują lidera. Jeśli nie mają nad sobą kogoś, kto wyznaczy kierunek strategiczny, przyjmują postawę, którą w branży nazywamy „agresywnym czekaniem na zadania”.

Co to oznacza? Taki pracownik wykona polecenie perfekcyjnie, ale sam z siebie nie wyjdzie z inicjatywą. Jeśli Ty (jako zajęty właściciel) nie powiesz mu we wtorek rano: „zrób kampanię na Black Friday”, to ta kampania nie powstanie. W efekcie płacisz pensję, ZUS, koszty biura, a i tak mentalnie musisz zarządzać mikrokosmosem marketingu. Zdejmujesz z siebie wykonawstwo, ale nie zdejmujesz odpowiedzialności.

4 Filary skutecznego Zewnętrznego Dyrektora Marketingu (ZDM)

Kim więc jest ZDM? To nie konsultant, który wpada na godzinę, rysuje wykresy na tablicy i znika. To operacyjny manager, który wchodzi w buty klienta. Jest częścią Twojej firmy, zarządza budżetem, negocjuje z podwykonawcami i egzekwuje wyniki.

Oto cztery kluczowe obszary, w których ten model wygrywa z klasycznym zatrudnieniem:

1. Koniec wojny: Sprzedaż vs Marketing

To odwieczny konflikt w większości firm B2B i B2C. Handlowcy twierdzą, że „leady są słabe”, a marketing uważa, że „sprzedaż nie potrafi domykać transakcji”.

Rolą ZDM jest bycie mediatorem i strategiem. Marketing musi „siedzieć przy jednym stole” ze sprzedażą. Bez stałego feedbacku od handlowców („czego klienci potrzebują?”, „jakie mają obiekcje?”), dział marketingu działa po omacku, przepalając budżet na targetowanie niewłaściwych ludzi. Skuteczny dyrektor wprowadza jasne zasady współpracy (często w formie SLA) i sprawia, że handlowiec idzie na spotkanie wyposażony w argumenty i materiały, które budują jego pozycję eksperta.

2. Więcej niż Digital – teczka też sprzedaje

W dobie fascynacji TikTokiem i Adsami zapominamy o fundamentach. Jeśli Twoja firma jedzie na prestiżowe targi, a handlowiec wyciąga z teczki wymięte wizytówki i katalog z domowej drukarki, to nikt nie będzie chciał z nim rozmawiać – nawet jeśli masz świetne wyniki w digitalu.

ZDM dba o spójność w świecie offline i online. Jego rola to nie tylko akceptacja postów. To negocjacje stawek za billboardy, nadzór nad sesjami zdjęciowymi, wybór papieru do folderu ofertowego czy logistyka eventowa. To dbanie o to, by marka wyglądała profesjonalnie w każdym punkcie styku z klientem.

3. Strategiczna oszczędność, czyli sztuka mówienia „NIE”

To cecha, której brakuje wielu agencjom działającym w modelu „klient nasz pan”. Agencja zewnętrzna często boi się odmówić klientowi, realizując pomysły, które nie mają sensu, tylko po to, by wystawić fakturę.

Dobry dyrektor marketingu (nawet zewnętrzny) musi być asertywny. Jeśli pomysł właściciela jest biznesowo nieuzasadniony, ZDM musi powiedzieć: „Nie robimy tego. To przepali budżet i nie dowiezie wyniku. Zróbmy to inaczej”. Oszczędność wynikająca z zablokowania jednego nietrafionego pomysłu często pokrywa koszt kilkumiesięcznej obsługi managerskiej.

4. Skalowanie bez kosztów stałych

Zatrudniając ZDM, zyskujesz jedną „głowę” strategiczną, ale w pakiecie często otrzymujesz dostęp do całego zespołu specjalistów (grafików, deweloperów, copywriterów). Nie musisz rekrutować każdej z tych osób osobno, co w dzisiejszych realiach rynku pracy jest koszmarem rekrutacyjnym. Płacisz za efekt i zarządzanie, a nie za godziny przesiedziane w biurze.

Case Study: Jak zrealizować roczny cel w 9 miesięcy?

Teoria brzmi dobrze, ale w biznesie liczą się cyfry. Spójrzmy na przykład firmy z branży B2C, która przy gwałtownym skalowaniu zdecydowała się na model ZDM zamiast budowy działu in-house od zera.

  • Wyzwanie: Agresywny wzrost (kilkukrotny r/r), ale chaos wizerunkowy i brak spójnej strategii.

  • Działanie: ZDM przejął kontrolę nad chaosem. Pierwszym krokiem nie było włączenie reklam, ale uporządkowanie fundamentów: rebranding, nowe materiały sprzedażowe i strona www. Dopiero na tak przygotowany grunt wpuszczono ruch z kampanii performance’owych.

  • Efekt: Roczny cel sprzedażowy został zrealizowany już we wrześniu.

  • Wzrost: Sprzedaż wzrosła 3-krotnie w porównaniu do roku poprzedniego.

  • Wartość dodana: Dzięki bezkompromisowemu podejściu do jakości materiałów wizerunkowych (wideo/foto na poziomie premium), marką zainteresowały się zagraniczne media. Efektem ubocznym był wywiad z klientem we włoskiej telewizji, co zbudowało ogromny kapitał zaufania.

Kiedy ten model ma sens? 5 sygnałów ostrzegawczych

Nie dla każdego ZDM będzie idealny. To rozwiązanie sprawdza się najlepiej w konkretnych warunkach. Powinieneś je rozważyć, jeśli:

  1. Jesteś w fazie skalowania: Twoja firma rośnie tak szybko, że tracisz kontrolę operacyjną.

  2. Masz dość mikrozarządzania: Chcesz rozliczać ludzi z efektów (KPI), a nie z obecności w biurze.

  3. Twoja branża to B2C: Gdzie marketing wymaga szerokiego wachlarza działań (eventy, influencerzy, digital, outdoor).

  4. Budżet nie pozwala na CMO: Nie stać Cię na dyrektora za 25-30 tys. zł miesięcznie, ale potrzebujesz jego kompetencji.

  5. Masz konflikt w zespole: Dział sprzedaży i marketingu nie grają do jednej bramki.

Podsumowanie

Chaos jest wpisany w skalowanie biznesu – nie unikniesz go, ale możesz nim zarządzać. Zamiast szukać „człowieka orkiestry” do zatrudnienia na etat (co często kończy się porażką i rotacją), rozważ model hybrydowy. Zewnętrzny Dyrektor Marketingu to sposób na to, by w Twojej firmie marketing przestał być zbiorem przypadkowych zrywów, a stał się przewidywalnym procesem realizującym cele biznesowe.

Zacznij od prostego audytu: Czy Twój obecny marketingowiec proaktywnie szuka rozwiązań, czy tylko czeka na Twoje polecenia? Odpowiedź na to pytanie powie Ci, czy potrzebujesz ZDM.

Słuchaj podcastu

tam gdzie Ci najwygodniej

Wersja do czytania

Zatrudnić czy wynająć? Dyrektor Marketingu bez operacyjnego chaosu

Rozwiń

Zatrudnić kogoś na etat czy „wynająć” dyrektora? Co bardziej opłaca się przy skalowaniu firmy Większość firm wybiera między drogim etatem a agencją, którą trzeba ręcznie sterować. To często błąd. W tym odcinku poznasz „trzecią drogę” – Zewnętrznego Dyrektora Marketingu. Sprawdź, jak uniknąć pracowników, którzy tylko „agresywnie czekają na zadania”, i zyskać stratega, który dowiezie roczny cel sprzedaży w 9 miesięcy.

Oto sformatowana transkrypcja z zachowaniem podziału na nowe linie dla każdej wypowiedzi.

Bartek: Cześć Aniu.

Ania: Cześć Bartku.

Bartek: Bardzo miło mi Cię gościć w moim podcaście.

Ania: Dziękuję za zaproszenie.

Bartek: Cała przyjemność po mojej stronie. To co, dzisiaj rozmawiamy o Zewnętrznym Dyrektorze Marketingu. Zgadza się?

Ania: Dokładnie tak.

Bartek: Chciałem przetestować nową formułę – jak wiesz, kocham eksperymentować – więc zrobilibyśmy taki eksperyment pod tytułem „Pytanie za pytanie”. Co Ty na to?

Ania: Dla mnie spoko.

Bartek: Okej, to kto zaczyna? Ja zaczynam.

Ania: Dobra, dawaj.

Bartek: No dobra, w takim razie opowiedz mi, czym zajmuje się i kim właściwie jest Zewnętrzny Dyrektor Marketingu?

Bartek: Może ja zacznę i podzielę się historią, skąd to się wzięło w Project Upie i skąd Ty się wzięłaś u nas. Myślę, że to będzie fajny wstęp do tego odcinka. Dawno, dawno temu przyszedł do nas klient, z którym już pracowaliśmy performance’owo, z potrzebą pod tytułem: „Chcemy bardzo mocno się skalować”. To wiązało się z dużym rozszerzeniem działań marketingowych. Klient potrzebował osoby, która by te działania spinała, zarządzała marketingiem i realizowała część zadań operacyjnych. Wymyśliliśmy – a właściwie klient wymyślił – że nie będzie tej osoby rekrutował wewnętrznie, bo nie potrzebuje jej na pełen etat. Chciał, żebyśmy my taką osobę zrekrutowali i mu ją wyleasingowali na część etatu. Taki był pomysł.

Kolejny eksperyment, a jak mówiłem, kocham eksperymentować, więc podjęliśmy się tego niełatwego zadania. Przygotowaliśmy rekrutację na osobę, którą dzisiaj nazwalibyśmy Zewnętrznym Dyrektorem Marketingu, a wtedy nie pamiętam nawet, jak nazywało się to ogłoszenie.

Ania: Też nie pamiętam (śmiech).

Bartek: Faktycznie tak się wydarzyło, że z tych CV, które zebraliśmy, zaprezentowaliśmy klientowi dwa zanonimizowane profile (blind CV). Klient stwierdził, że ta Ania wygląda sensownie i spróbujmy z nią. Zrekrutowaliśmy Cię i rozpoczęliśmy przygodę pod tytułem Zewnętrzny Dyrektor Marketingu.

Bartek: Pytałaś, dla kogo to jest i kiedy jest potrzebne. Przede wszystkim wtedy, gdy firma chce się znacząco skalować – nie o 20%, tylko jak w przypadku tamtego klienta 10-krotnie w krótkim czasie. Klient często nie ma kompetencji, żeby taką osobę zrekrutować. Nie wie do końca, co ta osoba powinna robić, a czego nie. Może też nie mieć budżetu, bo Dyrektor Marketingu na pełen etat będzie zawsze droższy niż osoba pracująca part-time. A co najważniejsze – klient nie chce się tym zajmować. Wie, że marketing jest istotny, ale nie chce się z tego doktoryzować. Chce mieć to z głowy.

Ma do wyboru trzy opcje:

  1. Zatrudnić kogoś wewnętrznie. To, jak mówiliśmy, jest drogie, ciężkie w rekrutacji i trudne w zarządzaniu.

  2. Wziąć agencję, taką jak nasza, która robi marketing kompleksowo. Ale agencja zawsze ma dużo pytań, więc klient i tak staje się swoim własnym dyrektorem marketingu, na co przy skalowaniu nie ma czasu.

  3. Wziąć firmę doradczą lub Interim CMO. Wyzwanie polega na tym, że oni zazwyczaj tylko doradzają, a nie wykonują pracy operacyjnej. Poświęcają godzinę w tygodniu i to nie może działać.

Tutaj idealnym rozwiązaniem jest Zewnętrzny Dyrektor Marketingu. Ktoś, kto jest bardzo blisko klienta – traktujemy go jak człowieka klienta – ale jest w agencji, zna wszystkie procesy i może szybko wszystko załatwić. To złote połączenie, które powoduje, że marketing działa i ma wyniki.

Bartek: Dobra Ania, teraz pytanie do Ciebie. Na czym to w praktyce polega? Jaki jest codzienny zakres odpowiedzialności w naszym wydaniu?

Ania: W naszym wydaniu najważniejszą rzeczą, na którą codziennie zwracam uwagę i którą sobie odświeżam, jest strategia. W momencie rozpoczynania współpracy opracowujemy kierunek – gdzie chcemy dojść. Moim zadaniem jest poukładanie konkretnych czynności, które mają się wydarzyć w określonym czasie i budżecie. Więc w zasadzie robię wszystko – od strategii po finanse (śmiech).

Pracując z naszym zespołem w Project Up, staram się tak dobierać kompetencje, żeby jak najlepiej zaopiekować się celami klienta. Tak jak powiedziałeś, jestem po stronie klienta. Zawsze myślę o sobie, że jestem w zasadzie klientem we własnej agencji, pracując z ludźmi wewnątrz. Codziennie wymagam, pilnuję i… męczę naszych ludzi (śmiech).

Bartek: I nie tylko. Czyli sprawiasz, żeby rzeczy działy się w terminie, budżecie i z efektami. Ale jest też dużo obszarów, które realizujesz poza działaniami stricte agencyjnymi/cyfrowymi.

Ania: Tak, to prawda. Ta rola ma w sobie fajną część, która opiekuje się marketingiem poza digitalem. Jeśli klient chce zrealizować reklamę billboardową, to ja szukam podwykonawców, zbieram oferty od firm posiadających nośniki, negocjuję stawki. Później przygotowujemy – wewnętrznie lub z klientem – grafiki i działamy, żeby było nas widać w świecie.

Bartek: Wydaje mi się, że istotne są też nowe inicjatywy. Mamy cele klienta – zazwyczaj jest to sprzedaż. Myślę o jednym z naszych klientów sprzedającym drogich produkty. Cele trzeba realizować, a to wymaga nowych pomysłów.

Ania: Ciągle coś wymyślamy. Jeśli chodzi o spotkania, jestem w bieżącym kontakcie z klientami. O, mam ich aż dwóch (śmiech).

Bartek: To ciekawy wątek. Masz dwóch klientów. A ilu mogłabyś mieć maksymalnie, gdybyś nie miała innych obowiązków?

Ania: Myślę, że maksymalnie dwóch.

Bartek: Dalej dwóch?

Ania: Tak. Pracy jest bardzo dużo. Mimo że mam całe zespoły wspierające te działania, konsultacje z klientem są kluczowe. Jestem w bieżącym kontakcie SMS-owym, WhatsAppowym czy telefonicznym. Codziennie wiem, co się dzieje i jakie decyzje są podejmowane, po czym przekazuję to do nas. Więc dwóch klientów to absolutnie wystarczająco. Myślę, że trzech to absolutne maksimum.

Bartek: Chociaż teraz popularne są te rolki na TikToku, gdzie pracownik mówi, że zrobi 10 pizz, sprzedawca, że 20, a właściciel, że 50.

Ania: No tak (śmiech).

Bartek: Ile powinnaś mieć klientów? Jedyna słuszna odpowiedź brzmi: „to zależy”. Zależy od zakresu. Jeśli klient ma duży pakiet – B2B, B2C, e-commerce, digital i tradycyjny marketing – to dwóch to maks. Ale przy mniejszych klientach, skupionych np. tylko na digitalowym B2B, myślę, że do czterech. Powyżej tej liczby nie da się skoncentrować i dowieźć wartości.

Ania: Ja przy moich dwóch klientach zdecydowanie się nie nudzę (śmiech).

Bartek: Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem w tej pracy?

Ania: Wyjście z roli pracownika agencji i poczucie się klientem. Stawianie konkretnych wymagań i oczekiwań moim kolegom, z którymi codziennie piję kawę w kuchni. To było ciężkie. Z drugiej strony wiem, że wszyscy działamy w imieniu klienta. Po to tu jesteśmy, żeby mu pomóc sprzedawać.

Bartek: Z mojej perspektywy dużym wyzwaniem jest też branża klienta. Wydaje mi się, że dla usług B2B jest to trudne, bo trzeba mieć ekspertyzę. Ja mam rozeznanie w IT, więc mógłbym być ZDM-em dla software house’u. Ale nie znam się na obróbce skrawaniem, więc tam bym nie pomógł. Stąd mój pomysł strategiczny, żeby koncentrować się na markach B2C, gdzie wiedza domenowa nie jest aż tak krytyczna. Podjęłabyś się marketingu dla software house’u globalnie?

Ania: Absolutnie nie (śmiech).

Bartek: To ważne. Żeby dostarczyć jakość, trzeba świadomie decydować, co warto robić. Odmówiliśmy kilku klientom z twardego B2B, bo nie czuliśmy się na tyle silni merytorycznie w ich branży.

Bartek: Porozmawiajmy o sukcesach w zanonimizowany sposób. Mamy klienta, dla którego cel roczny został osiągnięty już we wrześniu. Ostatni kwartał jest w tej branży najlepszy, więc idziemy pewnie na 140-150% realizacji celu. A był to cel zuchwały.

Ania: Bardzo zuchwały. Jestem szalenie dumna, że udało nam się go osiągnąć w trzy kwartały. Teraz po prostu spijamy śmietankę.

Bartek: Cel był mniej więcej trzykrotnie wyższy niż ich sprzedaż w zeszłym roku. Jakie plany na kolejny rok?

Ania: Cel na kolejny rok będzie zwiększony o około 2,5 raza.

Bartek: Czyli w dwa lata firma urośnie razy siedem czy osiem. Myślisz, że to realne?

Ania: Tak. Jestem podekscytowana. Cel wydaje się nieosiągalny, ale skoro udało nam się zrobić taki wynik teraz, to przy pełnym spięciu i możliwościach osiągniemy to też w przyszłym roku.

Bartek: Myślę, że tu nic się nie „udaje”. „Udaje się” to przypadek. Z mojej perspektywy to Wasza praca spowodowała te wyniki. Ale wyskalowanie tego kolejne 2,5 raza wymaga chyba zupełnie innej strategii?

Ania: Wymaga innej strategii. Kluczowa jest świadomość, że marketing musi być ściśle połączony ze sprzedażą. Bez tego nie mamy feedbacku. Czy leady są dobrej jakości? Czy to jest to, czego oczekują? Mam szczęście, że u tego klienta sprzedaż jest responsywna. Nawet dzisiaj rano mieliśmy calla, gdzie omawialiśmy główne „pain pointy” na kolejne dni.

Bartek: Mówisz o połączeniu sprzedaży i marketingu, a zazwyczaj w firmach to nie działa. Sprzedaż walczy z marketingiem. Jest taka anegdota: jak nie ma sprzedaży, to wina marketingu (słabe leady), a jak jest sprzedaż, to sukces handlowców.

Ania: Czyli marketing zawsze jest poszkodowany.

Bartek: Tak, ale trzeba znać swoją wartość. Co jest ważniejsze: sprzedaż czy marketing?

Ania: Jedno i drugie. Bez marketingu sprzedaż będzie niska, niezależnie od branży. Aby to połączyć, najważniejszy jest kontakt i jasna komunikacja między klientem a agencją.

Bartek: I chęci. Sprzedaż musi rozumieć, że marketing jest od pomagania. Dobrze realizowany marketing – czyli mocny brand, zaufanie – pozwala generować leady taniej i w większej ilości. Konwersja rośnie, bo handlowiec startuje z pozycji: „Reprezentuję super firmę”, a nie „Jesteśmy nikim, ale jesteśmy super”.

Ania: Można to porównać do targów. Jeśli masz stoisko, ale beznadziejne materiały handlowe – brak katalogu, teczki, ulotki – to nikt nie będzie chciał z Tobą rozmawiać, bo konkurencja wygląda lepiej. To też jest marketing i to jest bardzo ważne.

Bartek: Wróćmy do sukcesu naszego klienta. Co tam zrobiliśmy? Rebranding. Na jego podstawie przygotowaliśmy materiały handlowe – nie tylko ładne, ale sprzedażowe.

Ania: Tak, musiały się też wyróżniać na tle konkurencji.

Bartek: Dalej: strona internetowa, która jest spójna i sprzedaje. Cały marketing digitalowy: social media, performance, SEO, marketing automation (newslettery). Do tego marketing tradycyjny: billboardy, telewizja, radio, influencerzy, podcasty.

Ania: I eventy, które klient organizuje, a w których pomagamy.

Bartek: Tych zadań jest ogrom. Jak jedna Ania plus zespół ma to ogarnąć przy skali razy 2,5?

Ania: Na luzie (śmiech).

Bartek: Chcę pokazać wartość tej usługi. Ktoś, kto nad tym panuje, pilnuje spójności i uzasadnienia ekonomicznego, jest niezbędny.

Ania: Zwłaszcza, że gdy biznes rośnie, ktoś musi zapanować nad chaosem. Kompetencji marketingowych nie ma każdy w firmie. Zatrudnienie takiej osoby i weryfikacja jej umiejętności jest trudna dla laika. ZDM to idealne rozwiązanie, jeśli chcesz rosnąć mądrze.

Bartek: Alternatywą jest zatrudnienie kogoś do wewnątrz. Jest to drogie, trudne w weryfikacji, a zmiana takiej osoby bywa bolesna.

Ania: I ta osoba i tak potrzebuje zespołu do wykonywania pracy operacyjnej. Koszty kompetencji są gigantyczne.

Bartek: Ja szukałem do Project Up osoby od marketingu. Mieliśmy dwa podejścia, teraz mamy trzecie. Strasznie ciężko kogoś znaleźć. Mam kompetencje do rekrutacji, mam budżet, wiem, czego chcę, a i tak graniczy to z cudem. Podzielę się perspektywą, jak działa marketing. Naszego YouTube’a chciałem zabić już pięć razy. Nagrywam od trzech lat i co roku mówię: „Bez sensu, nic z tego nie ma”. A dopiero dzisiaj mamy mierzalne efekty. Klienci na rozmowach mówią: „Wiem jak pracujecie, oglądam wasz podcast”. Całą otoczkę handlową robi za nas YouTube. Klienci często nie wiedzą, co mają robić, nie mają procesów i nie są w stanie zweryfikować pracy marketera. To się nie może udać. ZDM ma tę przewagę, że ma za sobą 25 osób z agencji, które dają wsparcie.

Ania: Często mogę się też Ciebie poradzić.

Bartek: Mam nadzieję, że dobrze doradzam. To przewaga: masz jedną osobę wewnątrz vs ZDM z wiedzą całego zespołu.

Ania: Ale taka osoba musi mieć też kompetencję mówienia „NIE”. To rzadkie. Często podchodzi się na zasadzie „klient nasz pan”. Ale część pomysłów jest bez sensu albo nie na teraz. Trzeba mądrze analizować i myśleć o wyniku. Często zdarza mi się mówić „nie”.

Bartek: Rola eksperta to mówienie, co robić, ale też czego NIE robić. Czasami to drugie jest ważniejsze.

Bartek: Wyobraźmy sobie firmę, która skaluje się z 25 do 200 osób. Widziałem wiele takich firm. Nie jesteś w stanie zapanować nad chaosem, on jest wpisany w gwałtowne skalowanie. ZDM to często jedyna osoba, która panuje nad chaosem w obszarze marketingu. Jeśli klient ma chaos w obszarach, na których się zna, to jak ma zapanować nad marketingiem, na którym się nie zna? Ania, jak Ty ogarniasz chaos?

Ania: Jestem bardzo zorganizowana.

Bartek: Potwierdzam (śmiech).

Ania: Co tydzień mam statusy z klientami (wyniki i plany). Spotykam się z zespołem wewnętrznym. Raz w miesiącu mamy retro podsumowujące miesiąc. Korzystamy z ClickUp’a. Jestem w bieżącym kontakcie z klientami i po prostu o nich myślę.

Bartek: Jakie cechy powinna mieć osoba, która chciałaby aplikować do nas na takie stanowisko?

Ania: To może zabrzmieć śmiesznie, ale ta osoba musi myśleć (śmiech).

Bartek: Często to powtarzasz.

Ania: Głęboka analiza, chęć pomagania, realizowanie rzeczy w imieniu klienta i bycie z niego dumnym. Pracuję w Project Up, ale czuję się, jakbym pracowała w dwóch innych firmach jednocześnie.

Bartek: Dodałbym proaktywność. Nie czekanie, aż ktoś każe coś zrobić, tylko myślenie za klienta. Co możemy zrobić lepiej? Przenoszenie wiedzy z innych projektów. Często marketerzy wewnątrz organizacji „agresywnie czekają na zadania”. Jak im się nie zleci, to nie robią. Dla mnie proaktywność to główne kryterium. Chcę, żeby ktoś przychodził z rozwiązaniami, o których ja nie pomyślałem.

Bartek: Na koniec, masz w głowie jakieś fajne wyniki lub case study, którymi chciałabyś się pochwalić?

Ania: Wczoraj miałam taką sytuację. Byłam u klienta, dla którego bardzo ważny jest brand. Zaangażowałam się, żeby materiały wideo i foto były na topowym poziomie. Dzięki temu, że dobrałam świetny zespół, klienta zauważyła włoska telewizja i wczoraj był nagrywany wywiad.

Bartek: Super. Międzynarodowy sukces.

Ania: Klient mówi, że rodzina i znajomi zauważają zmianę jakości. Jestem mega dumna. Czasami nawet mam przyjemność tam wystąpić. Drugi przykład to ten trzykrotny wzrost sprzedaży, o którym mówiliśmy.

Bartek: Dzięki Ania za rozmowę.

Ania: Dziękuję.

Bartek: Jeśli szukacie takiego rozwiązania jak Zewnętrzny Dyrektor Marketingu, głównie w markach B2C, zapraszamy do rozmowy. A jeśli jesteście marketerami szukającymi rozwoju i wyzwań – również zapraszamy kandydatów.

Subskrybuj

Podcast

Wpisz swój adres e-mail poniżej, a otrzymasz od nas regularnie informacje o nowych odcinkach i wpisach na temat sprzedaży i marketingu B2B!